– Po początkowym zaskoczeniu, kiedy wydawało się, że mamy do czynienia z teleturniejem „Jeden z dziesięciu”, debata nabrała rumieńców i okazała się całkiem ciekawa – ocenia wtorkową Debatę Liderów Ryszard Kessler, specjalista marketingu politycznego.
Zdaniem politologa dyskusja była wartościowa, nie brakowało też emocji. – Zupełnie przytłumiła debatę poniedziałkową składającą się niemal wyłącznie z monologów. Warto było spędzić ponad półtorej godziny przed telewizorem – komentuje.
Trzy bloki dyskusyjne, pierwszy dotyczący gospodarki – kwestii podatkowych, emerytalnych i zadłużenia państwa; drugi skoncentrowany na kwestiach uchodźców, polityki rosyjskiej i wyzwań polityki zagranicznej, a także trzeci, donoszący się do wizji państwa i ustroju w którym poruszono problemy relacji państwa i kościoła, służby zdrowia i potencjalnych koalicji w przyszłym sejmie, wybrano – zdaniem eksperta – dość bezpiecznie. – Chciano uniknąć „burzy emocjonalnej”. Paweł Kukiz zauważył, że dziennikarze dotykają łagodnych tematów. Jednak przynajmniej dwa pierwsze panele były wartościowe – mówi Ryszard Kessler.
Trudno powiedzieć, czy nawet ciekawe debaty są w stanie skłonić wyborców do zmiany decyzji, czy po prostu pomóc w jej podjęciu. – To problem, ponieważ zwykle debaty gromadzą przed telewizorami widzów o zdecydowanych poglądach politycznych. A dzisiaj jedyny elektorat do zagospodarowania to grupa niezdecydowanych. I jeśli ta grupa obejrzała debatę, to możemy się spodziewać zmian w preferencjach wyborczych – przekonuje ekspert.
Ośmiu liderów to także zderzenie osobowości, haseł i temperamentu. Zdaniem Ryszarda Kesslera nie wszyscy się w debacie sprawdzili. Jako najsłabszego wskazuje Pawła Kukiza.
– Inni prezentowali własne poglądy, a on chyba się zagubił w tej debacie – stwierdza.
Dodaje, że Janusz Korwin-Mikke nie zaskoczył niczym nowym i robił to, co z pewnym ekscentrycznym wdziękiem robi od wielu lat, Beata Szydło nie wyszła zaś z garnituru poniedziałkowej debaty.
– Ewa Kopacz usiłowała być dynamiczna, ale też nie uwolniła się z wcześniejszego nurtu. Bardzo silnie w debatę wszedł Adrian Zandberg z Partii Razem. Sprawnie i wdzięcznie mówił Janusz Piechociński, ale po wielu podobnych wystąpieniach jego przekaz przestaje być autentyczny. Pod koniec zabrakło mu emocji, choć do własnego elektoratu zapewne dotarł. Emocji nie budził. – wylicza Ryszard Kessler.
Emocje za to wywoływał Paweł Kukiz tworzący atmosferę buntu. – Zaprotestował przeciw formule debaty i to była jego jedyna szansa, żeby się obronił. Jednak jego występ był słaby. Zauważył, że w Polsce są ważniejsze sprawy, niż te dyskutowane, ale tę uwagę wykorzystał Adrian Zandberg podkreślając problemy z umowami śmieciowymi, mieszkaniami dla młodych ludzi, wyjazdami z kraju – dodaje politolog.
Za zagadkę uważa stosunkowo wysokie notowania Nowoczesnej, której lider zaprezentował bardzo liberalne poglądy. – Nie wiem czy mamy aż tak dużo liberalnego elektoratu. Myślę, że Ryszard Petru prezentuje ulepszoną wersję PO, a to niekoniecznie potwierdzi się w wyborach – uważa Ryszard Kessler.
Sądzi też, że przekaz lidera Nowoczesnej był zbyt hermetyczny, przeszkadza mu długoletnie doświadczenie komentatora, rzetelnego i racjonalnego, ale używającego języka niezrozumiałego w debatach publicznych dla szerokiego elektoratu.
– Co więcej, jego przekaz to ulepszanie działającego państwa, podczas gdy duża część wyborców uważa, że państwo należy zmienić, a nie tylko ulepszać – komentuje.
Debata pozwoliła zaprezentować ugrupowaniom poglądy i cele w pigułce i – zdaniem politologa – jest najlepsza z dotychczasowych. – Po debacie dwóch liderek największych partii, wyglądającej jak wyreżyserowana przez sztaby, doczekaliśmy się żywszej i bardziej dynamicznej dyskusji. Od takich debat powinniśmy zaczynać, a potem prowadzić bardziej ukierunkowane – podsumowuje Ryszard Kessler.
KOMENTARZE (3)
Do artykułu: Wybory parlamentarne 2015: Debata liderów nie wszystkim się udała