Reforma edukacji daje nauczycielom szanse na to, żeby dzieci mogły przejść pełen cykl nauczania - mówił wicemarszałek Sejmu Joachim Brudziński (PiS). Zdaniem posłów opozycji zmiany są wprowadzane zbyt szybko i doprowadzą do pogorszenia jakości kształcenia.

• Zdaniem Katarzyny Lubnauer (Nowoczesna) dzięki reformie dzieci nie pójdą do lepszej szkoły, ale będzie ona "jakościowo gorsza".

• Wicemarszałek Sejmu Stanisław Tyszka (Kukiz'15) uważa z kolei, że zmiany są wprowadzane zbyt pośpiesznie, oraz że w tej sprawie powinno się odbyć referendum.

• Marek Sawicki z PSL powiedział, że samorządowcy wykonali ogrom roboty, mimo, że PiS w samorządy nie wierzy. Andrzej Halicki z PO mówił z kolei o hipokryzji minister edukacji.

W piątek weszła w życie reforma edukacji, która przywraca ośmioletnie szkoły podstawowe, czteroletnie licea ogólnokształcące oraz pięcioletnie technika. Gimnazja mają być - zgodnie z nowymi przepisami - stopniowo likwidowane. Przeciwko zmianom protestowała m.in. PO, a także Związek Nauczycielstwa Polskiego. Nowy rok szkolny 2017/2018 rozpocznie się w poniedziałek.

Politycy dyskutowali na ten temat w sobotę w radiowej Trójce.

W opinii wicemarszałka Sejmu Joachima Brudzinskiego (PiS) obecny trzyletni cykl nauczania spowodował, że "świetnie wyszkoliliśmy dzieciaki w tzw. systemie testowym", czyli przygotowano je do dobrego rozwiazywania testów.

"Dzisiaj, poprzez ośmioletnią szkołę podstawową, czteroletnie liceum damy znakomitym polonistom, znakomitym matematykom szanse na to, żeby nasze dzieci mogły przejść pełen cykl nauczania humanistycznego, nauczania matematycznego, nauczania fizyki i chemii" - mówił Brudziński.

"Istotą demokracji jest to, że się spieramy. Ale nie spierajmy się w przeddzień inauguracji roku szkolnego w taki sposób, żeby straszyć po pierwsze dzieci, po drugie rodziców, po trzecie nauczycieli" - dodał.

Czytaj też: MEN kontra nauczyciele: Anna Zalewska będzie miała problem. Solidarność obiecuje, że nie odpuści

Z kolei w opinii szefa BBN Pawła Solocha dobrze by było, żeby skupić się na tym, aby wdrażana reforma została przeprowadzona "w sposób możliwie jak najlepszy dla tych, którzy są odbiorcami tej reformy" z ewentualnymi korektami.

Zdaniem Katarzyny Lubnauer (Nowoczesna) dzięki reformie dzieci nie pójdą do lepszej szkoły, ale będzie ona "jakościowo gorsza". Podkreśliła też, że dyskusja na ten temat jeszcze się nie zakończyła.

"Rzeczywiście już została sama sieć szkół, rzeczywiście są już likwidowane gimnazja, rzeczywiście otworzone są nowe szkoły podstawowe, ale jednocześnie mamy podstawy programowe, które będą w kolejnych latach wprowadzane: nowe podstawy dla liceów, nowe podstawy dla kolejnych klas, dla ósmej klasy szkoły podstawowej. I ta dyskusja cały czas jeszcze trwa"- mówiła Lubnauer.

W opinii posłanki Nowoczesnej wiele wątpliwości budzi np. nowy kanon lektur dla liceum oraz tego, czego dzieci będą się uczyły na lekcjach historii.

"Mamy rzeczywiście sytuację, w której ta szkoła zamiast wychować jakiegoś obywatela świata będzie wychowywać obywatela zaścianka" - powiedziała.

Czytaj też: Anna Zalewska: W wyniku reformy edukacji zatrudnienie w oświacie wzrośnie

Lubnauer zaznaczyła także, że planowane na 4 września protesty dotyczą także sytuacji nauczycieli. Jak podkreśliła posłanka, mimo zapewnień minister edukacji Anny Zalewskiej, że nie będzie zwolnień nauczycieli, pracę straci ok. 10 tys. osób, a kolejne stracą część etatu.

Wicemarszałek Sejmu Stanisław Tyszka (Kukiz'15) uważa z kolei, że zmiany są wprowadzane zbyt pośpiesznie, oraz że w tej sprawie powinno się odbyć referendum.

"Nie łudźmy się, że to jest jakaś reforma. Zamiana jednej szkoły na drugą, czy korekta w liście lektur to nie jest żadna reforma" - ocenił poseł.

Zdaniem Tyszki reformą edukacji byłoby wprowadzenie bonu edukacyjnego, "tak żeby rodzice decydowali, gdzie i czego uczą się dzieci".

"Nie widzę żadnego problemu, żeby był bardzo zdecentralizowany, uzależniony od rodziców program nauczania" - powiedział zaznaczając, że to rodzice, a nie państwo, powinni decydować, czego uczą się młodzi Polacy.

"Każda partia chce wbijać dzieciom do głowy to, co sobie wymyśli po to, żeby sobie wychowywać swoich przyszłych wyborców, gdzieś tam sformatowanych" - powiedział Tyszka odnosząc się tym samym do zmiany dotyczącej ograniczenia nauczania domowego, która - zdaniem wicemarszałka - była bardzo niezrozumiała.

Czytaj też: Anna Zalewska: To na uczelniach powinno odbywać się doskonalenie zawodowe nauczycieli

Marek Sawicki z PSL powiedział, że samorządowcy "wykonali ogrom roboty i przygotowali te szkoły do obecnej już nowej struktury", mimo że - jak podkreślił - "PiS w samorządy nie wierzy".

"Poczekajmy rok, będą wybory samorządowe, będzie okazja ocenić, czy ta zmiana, czy ten powrót, który wykonał PiS, będzie lepiej służył kształceniu, czy gorzej. Co będzie z nauczycielami (...), ale najważniejsze - czy dzieci w tej zreformowanej szkole będą lepiej wykształcone, lepiej przygotowane do uczestniczenia w tej zglobalizowanej gospodarce" - powiedział poseł PSL.

Odnosząc się z kolei do zapowiadanego przez MEN dodatku 500+ dla nauczycieli dyplomowanych, Sawicki powiedział, że program będzie miał na celu "załagodzenie postaw samych nauczycieli".

Zdaniem posła PO Andrzeja Halickiego, "jej (Zalewskiej) hipokryzję widać po tym, jak zacytować ją samą z 2009 roku: mówiła o tym, że każda reforma w oświacie wymaga wieloletniego przygotowania; miała 7 lat, żeby przygotować dobra reformę".

"Dzisiaj zmusza się do tego, żeby zaakceptować bałagan i próbuje się dodatkowymi pieniędzmi zamknąć usta nauczycielom. Sytuacja wygląda w ten sposób, że to jest kompletnie nieprzygotowana reforma z wielkim bałaganem organizacyjnym. Bedzie się szukać winnych właśnie wśród samorządowców" - mówił Halicki.

PODOBAŁO SIĘ? PODZIEL SIĘ NA FACEBOOKU

Nie przegap najważniejszych wiadomościObserwuj nas w Google News