• Nigdy nie zmieni się zaangażowanie USA na rzecz bezpieczeństwa i obrony Europy. NATO jest silne jak nigdy dotąd - oświadczył amerykański prezydent Barack Obama.
• Przyznał zarazem, że w ciągu 70 lat NATO nigdy nie było tak dużej liczby wyzwań: politycznych, dotyczących bezpieczeństwa, jak też kwestii humanitarnych.
• NATO wysyła jasny sygnał: będziemy bronić każdego członka Sojuszu - podkreślił Obama.
Prezydent USA w trakcie konferencji prasowej kończącej warszawski szczyt NATO podkreślił, że Sojusz Północnoatlantycki znajduje się obecnie w kluczowym momencie.
- W ciągu 70 lat NATO nigdy nie mieliśmy do czynienia z tak dużą liczbą wyzwań: politycznych, dotyczących bezpieczeństwa, jak również kwestii humanitarnych. Francja, Belgia, USA, Kanada oraz Turcja ucierpiały jako ofiary ataków terrorystycznych, zainspirowanych lub przeprowadzanych przez tzw. Państwo Islamskie - wyliczał Obama.
Przypomniał, że "Rosja naruszyła integralność terytorialną Ukrainy i zaangażowała się w działania prowokacyjne skierowane przeciwko sojusznikom", "granice europejskie szturmują miliony migrantów, a wynik referendum w Wielkiej Brytanii postawił pytania dotyczące przyszłości integracji europejskiej".
Obama podkreślił, że w momencie tylu wyzwań jedno się nie zmieni: "niesłabnące zaangażowanie USA na rzecz bezpieczeństwa i obrony Europy, w nasze relacje transatlantyckie, nasze zaangażowanie w realizowanie zobowiązań dotyczące wspólnej obrony".
Jak zaznaczył, "NATO wysyła jasny sygnał: będziemy bronić każdego członka Sojuszu; wzmacniamy obronność i zdolność odstraszania". W tym kontekście nawiązał do "inicjatywy, która pozwala nam (NATO) zwiększyć gotowość naszych sił od Bałtyku po Morze Czarne".
- Zwiększamy również naszą wysuniętą obecność - wskazał.
Na szczycie NATO zapadła decyzja o wzmocnieniu wschodniej flanki Sojuszu poprzez rozmieszczenie czterech batalionów liczących po ok. 1000 żołnierzy w Polsce i krajach bałtyckich. Prezydent USA przypomniał, że tzw. państwem ramowym, czyli dowodzącym batalionem w Polsce, będą Stany Zjednoczone. Ponadto - dodał - w Europie będzie amerykańska brygada - to będzie dodatkowe 4 tys. żołnierzy sił USA.
- Wzmacniamy także gotowość naszych sił, jeśli chodzi o różne zagrożenia. Wspólne siły NATO są teraz operacyjne i mogą w szybkim tempie zostać zlokalizowane w dowolnym miejscu w Europie - dodał.
Obama zwrócił uwagę, że większość krajów NATO nie przeznacza 2 proc. PKB na obronność; pochwalił za to Wielką Brytanię, Polskę, Grecję i Estonię, że wywiązują się ze zobowiązań dotyczących wydatków na obronność.
- Kraje te, razem z USA, przekroczyły próg 2 proc. PKB przeznaczanych na kolektywną obronę. Ale łatwo doliczyć się, że większość państw Sojuszu wciąż nie dociera do tego progu, a było to zobowiązanie, które uzgodniliśmy w czasie szczytu w Walii w 2014 roku - zaznaczył. Wezwał inne państwa do zwiększenia wysiłków na obronność, by lepiej walczyć z bieżącymi zagrożeniami.
Obama podkreślił, że NATO jest silne jak nigdy dotąd, a obecność Czarnogóry na warszawskim szczycie jest potwierdzeniem, że dla tych, którzy są gotowi, by do Sojuszu przystąpić, drzwi są otwarte.
Obama zauważył, że warszawski szczyt jest ostatnim, w jakim bierze udział jako prezydent USA. Podczas dwóch kadencji "skupiałem się na zaangażowaniu USA w NATO".
- Patrząc na ostatnie osiem lat (...), mogę powiedzieć, że dokonaliśmy tego, co obiecaliśmy: zwiększyliśmy obecność w Europie, NATO jest silne, gotowe i elastyczne jak nigdy dotąd - ocenił.
Obama mówił też o udziale samolotów wczesnego ostrzegania i rozpoznania AWACS koalicji zwalczającej tzw. Państwo Islamskie, szkoleniu oficerów irackich przez m.in. siły USA i rozszerzeniu misji Resolute Support w Afganistanie. Zaznaczył, że państwa Sojuszu zwiększyły środki na wsparcie sił bezpieczeństwa w Afganistanie.
- Zintensyfikowaliśmy też wysiłki na południowej flance NATO, w basenie Morza Śródziemnego - podkreślił.
Prezydent zapowiedział też, że NATO będzie wzmacniać zdolności obronne Gruzji.
Obama powtórzył, że Sojusz potwierdził wsparcie dla integralności politycznej Ukrainy.
- W czasie spotkania komisji NATO-Ukraina uzgodniliśmy nowy kompleksowy pakiet pomocowy dla Ukrainy - powiedział Obama. Dodał, że na spotkaniu m.in. prezydenta Francji Francois Hollande'a, kanclerz Niemiec Angeli Merkel z prezydentem Ukrainy Petro Poroszenką "potwierdziliśmy nasze wsparcie dla integralności politycznej Ukrainy".
Obama poinformował także, że Rada NATO-Rosja spotka się w Brukseli w przyszłym tygodniu.
- Jesteśmy zgodni, że nie możemy pozwolić, aby Rosja działała tak, jak dawniej bez spełnienia zobowiązań z Mińska - zakomunikował. Jak podano wcześniej, 13 lipca w Brukseli spotka się Rada NATO-Rosja na szczeblu ambasadorów; Sojusz poinformuje Rosję o rezultatach warszawskiego szczytu NATO.
Podczas konferencji prasowej na zakończenie szczytu NATO w Warszawie Obama mówił o tym, co uznaje za dziedzictwo swej prezydentury, której dwie kadencje upłynęły pod znakiem interwencji wojskowych oraz o tym jak zmienia się natura wojny.
Pytany o to, co pod koniec swojej prezydentury uznaje za jej najważniejsze dziedzictwo, Obama powiedział, że ocenę tę woli pozostawić podręcznikom historii, jednak on sam chciałby najbardziej, by okazało się, iż jego głos "próbował pomóc nam - wszystkim Amerykanom - zrozumieć trudną spuściznę rasizmu", która nie zniknęła nagle, nawet "z wyborem Baracka Obamy" na prezydenta.
- Jeśli głos mój brzmiał prawdziwie i pozytywnie, to mam nadzieję, że choć nie rozwiązał on niczego natychmiast, to pewne rzeczy wydobył na powierzchnię, ukazał je w perspektywie, pozwolił nam skonfrontować się z tymi problemami - powiedział prezydent USA.
Wyraził nadzieję, że podjęcie takiego tematu pozwala szukać rozwiązań dla napięć na tle rasowym, aby kiedyś nie tylko jego córki "Malia i Sasha, ale też ich dzieci żyły z doświadczeniem kraju, który jest bardziej sprawiedliwy, bardziej zjednoczony", którego obywatele są traktowani w równiejszy sposób.
- Nie zdarzy się to od razu. I to jest okay. My sadzimy ziarna, a kiedyś ktoś inny usiądzie być może w cieniu drzewa, które posadziliśmy - powiedział.
- Chciałbym myśleć, że mówiąc o tych kwestiach - najlepiej jak umiałem - byłem im wierny - podkreślił.
Na pytanie o to, czy można odwrócić skutki brytyjskiego referendum na temat Brexitu, prezydent odparł, że nie należy oczekiwać, iż zmieni się wynik głosowania, które się już odbyło i to przy dużej frekwencji. Zaznaczył przy tym, że najważniejszym przesłaniem, z jakim on przyjechał, jest to, że USA pozostają "bliskimi przyjaciółmi, sojusznikami i partnerami handlowymi tak Wielkiej Brytanii, jak Unii Europejskiej, po obu stronach kanału" La Manche.
Prezydent powiedział, że USA chcą, aby negocjacje Londynu z Brukselą dotyczące wychodzenia z UE "przebiegały w sposób uporządkowany" i aby proces ten nie zaszkodził ani brytyjskiej, ani europejskiej, ani światowej gospodarce, "która w niektórych miejscach wciąż jeszcze jest trochę niestabilna". Zdaniem Obamy trzeba założyć, że referendum na Wyspach przyniesie "trwałą zmianę".
Obama odniósł się również do kryzysu migracyjnego. Ocenił, że ogromny napływ ludności, z którym obecnie mamy do czynienia w Europie, "zawsze będzie szokiem dla systemu". Wyraził przy tym podziw dla tych przywódców europejskich, którzy zdecydowali się przyjąć imigrantów, gdyż jest to "ogromne obciążenie dla budżetu, dla systemu społecznego".
Przyznał, że przywódcy ci mają prawo mówić, iż trzeba zacząć ten napływ jakoś rozsądnie kontrolować. Zaproponował zorganizowanie konferencji przez ONZ dotyczącej kwestii imigrantów.
- Dla nas to wyzwanie - mamy bowiem kraje, które są biedne, rozdarte wojną, musimy tam zapewnić pokój, bo tak naprawdę inaczej tych fal imigracyjnych nie da się powstrzymać, nie da się zmienić ich kierunku - zwrócił uwagę.
Dodał jednak, że "z doświadczenia Ameryki wynika, że imigracja w ogromnym stopniu okazała się plusem netto dla naszej gospodarki, naszej kultury i naszego stylu życia".
Poproszony o skomentowanie faktu, że jego prezydentura upłynie pod znakiem wojny i, zważywszy na pozostawienie kontyngentu USA w Afganistanie, będzie on prawdopodobnie jedynym przywódcą w historii Ameryki, przez którego dwie kadencje kraj toczył wojny, Obama powiedział:
- Gdy objąłem urząd mieliśmy 80 tys. żołnierzy w Iraku i Afganistanie prowadzących aktywne działania bojowe (…). Trzeba przyznać, że nasze operacje wojskowe prowadzone teraz w Iraku i Afganistanie są fundamentalnie inne od tych, w jakie angażowaliśmy się, gdy rozpocząłem prezydenturę.
Obama zwrócił jednak uwagę na fakt, że ostatnich latach zmieniła się natura wojny i wrogowie Ameryki to coraz częściej organizacje niepaństwowe.
- I ponieważ są to takie właśnie organizacje, coraz trudniej osiągnąć nam ten moment satysfakcji (…), kiedy (wojna) oficjalnie zostaje zakończona - zauważył.
Przypomniał, że bojownicy, którzy w pewnym momencie zostali pokonani w Iraku, uciekli do Syrii, dozbroili się, a potem znów wrócili do Iraku. Ameryka musi zatem nastawić się "na bardziej hybrydowe podejście do kwestii bezpieczeństwa narodowego".
- I z tym, jak sądzę, będziemy się musieli borykać przez lata - ocenił.
- Dobra wiadomość jest jednak taka, że jest mniej wojen między państwami niż kiedykolwiek wcześniej i prawie żadnych między wielkimi mocarstwami. I to jest wspaniałe dziedzictwo przywódców w USA, w Europie i Azji, którzy po drugiej wojnie zbudowali tę międzynarodową architekturę - to zadziałało i powinniśmy być z tego dumni - podkreślił.