- Ważny jest głos opozycji, by odwołać ministra Mariusza Błaszczaka, choć zdajemy sobie sprawę, że praktycznie takiej możliwości nie mamy. To reakcja na butę władzy
i bezsilność parlamentarnej opozycji. Sygnał obywatelskiego sprzeciwu wobec kolejnych prób budowania w kraju autorytarnego ustroju – powiedział w rozmowie z serwisem Parlamentarny.pl Piotr Zgorzelski z PSL.
Tematem od którego wciąż trudno uciec, są przyczyny wypadku samochodowego pani premier. Jaka jest pana opinia na ten temat?
Piotr Zgorzelski: - BOR po raz kolejny nie zdaje egzaminu. Premier rządu nie może lądować na drzewie i to w sytuacji, kiedy jak twierdzi prokuratura, samochód nie pędził, ale jechał
z prędkością 50 - 60 km na godzinę. Dla wykwalifikowanego kierowcy, profesjonalisty, a taki podobno zasiadał za kierownicą opancerzonej limuzyny, wyminięcie przeszkody, czy odepchniecie niewielkiego seicento nie wydaje się zadaniem nie do pokonania.
Trzeba przy tym pamiętać, że podstawowym zadaniem funkcjonariusza BOR siedzącego za kierownicą jest dbanie o bezpieczeństwo wiezionej przez niego osoby.
PiS uważa, że szum podniesiony wokół tego wypadku, to histeria opozycji, za której też takie wypadki się zdarzały. Próba wykorzystania tego zdarzenia do celów politycznych.
- To nie histeria opozycji, ale problem stanu państwa. I racja jest po stronie tych, którzy tak twierdzą. To zastanawiające, jak mogło dojść do wypadku, w którym narażone zostało zdrowie i życia pani premier, której życzę szybkiego powrotu do zdrowia, po wszystkich wcześniejszych ostrzeżeniach, które powinny spowodować natychmiastowe podjęcie zapobiegawczych działań profilaktycznych.
Do tego dochodzi sposób przekazywania wiadomości o wypadku premier Szydło. Polityka informacyjna tego rządu od początku stoi pod znakiem zapytania, ale w tym przypadku mieliśmy do czynienia ze szczególnym chaosem informacyjnym. Z niesłuchanie zadziwiającym, pokrętnym wręcz przekazem informacji o stanie zdrowia pani premier.
Nie było wspólnego, jednolitego przekazu o tym, co się naprawdę wydarzyło. Słyszeliśmy, że nic pani premier nie dolega, że będzie prowadziła wtorkowe posiedzenie rządu, dobrze się czuje, ale widzieliśmy w jednej z gazet, że jeździ na wózku, a potem był komunikat, że o wyjściu pani premier zadecydują lekarze i że rehabilitacja trochę potrwa.
Czytaj też: Jarosław Kaczyński odwiedził premier w szpitalu
Dopiero teraz pokazano film, że pani premier chodzi, odwiedziła leżącego w szpitalu oficera BOR i dowiedzieliśmy się, że posiedzenie rządu będzie prowadził wicepremier Gliński. Przecież opinia publiczna, i to bynajmniej nie szukając sensacji, ma prawo poznać stan zdrowia premier rządu, która uległa wypadkowi. To powinno być czymś oczywistym.
Słyszeliśmy też wiele innych różnych informacji. A to, że młody kierowca seicento słuchał radia i nie słyszał sygnałów ostrzegawczych, by zaraz później dowiedzieć się, że kierowca ponoć nie miał tego radia zamontowanego. Sprawę postawiły też w jeszcze w innym świetle filmiki z monitoringu pokazujące odległość miedzy samochodami kolumny czy oświetlenie auta, którym jechała pani premier.
Czyli że to nie tylko chaos czy nieudolność, jak twierdzi część komentatorów, ale także przekaz przedstawicieli rządu, w którym niedomówienia i zatajenia górują nad prawdą.
- Wypadek pani premier wpisał się w serie niebezpiecznych, zbyt często powtarzających się tego rodzaju zdarzeń na drodze. Teraz dowiaduję się z mediów, że BOR- owcy przyznają, iż nocne wyjazdy marszałka sejmu Marka Kuchcińskiego z Warszawy do rodzinnego Przemyśla, który trasę 400 km pokonuje w 5 godz. mogą skończyć się tragicznie. Wyjazdy z nim są ryzykowne, bo o nich nie uprzedza, a decyzję o podróży podejmuje późną nocą.
Wewnętrzne stosunki w BOR nie mają nic wspólnego z procedurami służbowymi, tylko z tego co słyszałem, często mają wymiar koleżeński. Ani prezydent, ani premier czy inna osoba ochraniana nie powinna mieć wpływy na to kto ją ochrania. Powinno to wynikać z procedur i rozporządzeń wewnętrznych takiej instytucji.
Stąd tak szeroka i gorąca dyskusja o odpowiedzialności politycznej ministra MSWiA Mariusza Błaszczaka.
Czy ma jednak sens wniosek o odwołanie ministra? Większość sejmowa może powtórzyć to, co powiedziała kiedy składaliście wniosek o odwołanie marszałka Sejmu, że to propozycja kabaretowa.
- Ważny jest ten głos opozycji, by odwołać ministra, choć zdajemy sobie sprawę, że praktycznie takiej możliwości nie mamy. To reakcja na butę władzy i bezsilność parlamentarnej opozycji. Sygnał obywatelskiego sprzeciwu wobec kolejnych prób budowania w kraju autorytarnego ustroju.
Inna rzecz, że gdyby minister chciał zachować się honorowo, sam powinien wyciągnąć wnioski. To jego służba naraziła na niebezpieczeństwo premier Szydło.
Skoro mówi pan o protestach. Nie słychać o nich ostatnio wśród rolników. To znaczy, że sytuacja w rolnictwie, która jeszcze niedawno, według PiS była fatalna, uległa wyraźnej poprawie, tak jak zapowiadał rząd?
- Sytuacja w rolnictwie zamiast się poprawiać, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, tak jak to zapowiadał minister rolnictwa i rozwoju wsi Krzysztof Jurgiel, idzie w zupełnie innym kierunku. Okazało się, że problemy w rolnictwie pan Jurgiel łatwo rozwiązywał wówczas, kiedy jeszcze nie był ministrem.
Zapewniał rolników, że jak PiS dojdzie do władzy będą podwojone dopłaty rolne. Teraz okazuje się, że blisko 90 tys. rolników nie może na czas dostać swoich dopłat. Kary wynikające z przekroczonych kwot mlecznych miały być, według deklaracji ministra Jurgiela przed wyborami, do załatwienia w tydzień. Do tej pory leżą nie załatwione. Zwróćmy uwagę na ceny, które też nie są optymistyczne.
Czytaj też: Piotr Gliński: Rząd przyjął strategię na rzecz odpowiedzialnego rozwoju
Przed końcem rządu PO- PSL były trzy ogniska ASF, teraz jest ich około dwudziestu. Ptasia grypa się rozprzestrzenia. Gwałtownie rośnie zadłużenie rolnictwa. Obecnie wynosi już ok. 0,5 mld zł. Do tego w rolnictwie jest bardzo duże rozwarstwienie. Części z nich nie stać na zakup nowego sprzętu, na podnoszenie konkurencyjności oferty, a nawet na kupno nasion czy nawozu.
To są realne problemy. Dlatego atmosfera wśród rolników jest zła, a i optymizm mizerny. PiS wpędził rolników w tarapaty, dlatego mają prawo być wściekli.
Część pana kolegów uważa, że obecna, nie najlepszą sytuacja w rolnictwie, to efekt uboczny ochłodzenia stosunków obecnego rządu z UE i obniżenia rangi międzynarodowej pozycji Polski w Europie? To możliwe?
- Nie jesteśmy samotną wyspą i wszelkie oddziaływania sytuacji międzynarodowej mają wpływ także na nasza gospodarkę, także na rolnictwo i przede wszystkim na ceny.
Minister Jurgiel zapowiedział powstanie w 2018 r. Wojewódzkich Programów Rozwoju Obszarów Wiejskich, które zdynamizują produkcję rolniczą i rozwój wsi. To dobra wiadomość?
- Każdej inicjatywie rządu należy się bacznie przyglądać. Zwłaszcza, że jeśli chodzi o działania PiS, to z jednej strony wszystko centralizuje, z drugiej natomiast decentralizuje. To pokazuje, że w wymiarze strategii politycznej nie ma jednego jasnego przekazu płynącego z rządu. Jest tam za mało konsekwencji.
KOMENTARZE (0)
Do artykułu: O wypadku premier Beaty Szydło na poważnie: To nie histeria opozycji, ale problem stanu państwa