Gdyby nie ostatni tydzień kampanii, to na pewno mielibyśmy 8 proc. - uważa lider SLD Leszek Miller. Polityk podtrzymał swoją decyzję, że nie będzie ubiegał się ponownie o stanowisko przewodniczącego partii.
Można być w polityce niekoniecznie na pierwszej linii - powiedział w TVN24.
Pytany, czy odejdzie z polityki, odpowiedział, że "zostanie w tym sensie, że zawsze coś chętnie skomentuje, coś napisze".
Szybkie odrodzenie?
Leszek Miler stwierdził, że "nie ma lewicy w Sejmie, ale jest w polskim społeczeństwie".
Komitet wyborczy Zjednoczonej Lewicy otrzymał milion sto tysięcy głosów. Chodzi o to, żeby teraz ten kapitał pomnożyć, a nie roztrwonić, bo Polskę czekają kolejne wybory - podkreśli.
Przypomniał, że były partie w przeszłości, które startując w wyborach w koalicji nie wchodziły do Sejmu, a później się bardzo szybko odradzały.
Myślę, że tak będzie również z SLD - dodał.
Warto zaryzykować
Jak wyjaśnił, SLD zdecydował się startować w koalicji, żeby uniknąć sytuacji z wyborów do Parlamentu Europejskiego.
Przypomniał, że wtedy Aleksander Kwaśniewski utworzył ze swoimi kolegami Europę Plus. Miller zaznaczył, że nie wprowadzili oni do PE nikogo, ale - zdaniem lidera SLD - odebrali tej partii co najmniej dwa, trzy mandaty.
Gdybyśmy szli wtedy w kooperacji mielibyśmy lepszy wynik. Teraz chcieliśmy tego uniknąć. Uznaliśmy, że warto zaryzykować - powiedział.
KOMENTARZE (1)
Do artykułu: Leszek Miller o swojej przyszłości: nie na pierwszej linii