Ulice polskich miast przysłoniły tysiące billboardów i miliony wyborczych plakatów, plakacików i reklam. Pamiętając o tym, że komitety wyborcze obowiązują limity wydatków na prowadzenie kampanii, możemy się tylko zastanawiać – kto za to płaci i dlaczego mamy system, w którym sami politycy muszą naginać prawo, żeby zaistnieć.
– Czy plakaty robią jeszcze na kimś wrażenie? – zastanawia się dr Ryszard Kessler, specjalista od marketingu politycznego. – Chyba jednak tak, jak bowiem mówią Amerykanie, gdyby reklama nie przynosiła efektów, to nikt by nie wydawał na nią wielkich pieniędzy – mówi.
Przykładem na to, że wieszanie tysięcy – zdaniem wielu mieszkańców – zaśmiecających miasta plakatów ma sens, jest w opinii Kesslera casus Partii Razem.
– Jeżdżę po kraju i nie widziałem dosłownie nigdzie jednego ich plakaciku, i co? Jak się okazało podczas telewizyjnej debaty, ich lider – w końcu jednej z ledwie ośmiu partii w kraju walczących o miejsca w parlamencie – jest niemal nikomu nieznany. Z drugiej strony PSL w wyborach samorządowych dosłownie zasypało gminy plakatami i efekt był.
Finansowanie kampanii
Komitety wyborcze partii politycznych mogą czerpać finanse wyłącznie z funduszu wyborczego partii. Niedopuszczalne są inne, zewnętrzne formy transferu środków.
Wszelkie wpłaty na kampanię komitetu muszą najpierw zostać wpłacone na ten fundusz, dopiero potem mogą być przekazane na rzecz komitetu wyborczego. Ma to sprzyjać przejrzystości finansowania takiej kampanii.
Ale czy sprzyja? Zupełnie nie...
Cały artykuł przeczytasz w Portalu Samorządowym.