Ustawa o związkach metropolitalnych tworzy ramy dla trwałej współpracy samorządów w sprawach bezpośrednio dotyczących mieszkańców, takich jak sieć transportu publicznego czy planowanie przestrzenne. Warto jednak ustawie przyjrzeć się bliżej, bo może się okazać, że za deklarowane korzyści będziemy musieli zapłacić cenę w postaci dalszego ograniczenia demokracji lokalnej.
1 stycznia 2016 r. weszła w życie ustawa o związkach metropolitalnych. Jej przyjęcie jeszcze przez Sejm poprzedniej kadencji zakończyło wieloletnie próby wypracowania ogólnej ustawowej regulacji zarządzania aglomeracjami.
Jak deklarował były wiceminister Administracji i Cyfryzacji Jan Grabiec „(…) ustawa metropolitalna to niższe ceny biletów komunikacji publicznej w aglomeracji, i bilety strefowe obejmujące nie tylko duże miasta, ale również gminy i podmioty leżące w ich sąsiedztwie. To szansa na szybszy rozwój wsi i małych miejscowości leżących w odległości kilkudziesięciu kilometrów od dużych miast”. Te obietnice brzmią kusząco.
Ustawa rzeczywiście tworzy ramy dla trwałej współpracy samorządów w sprawach bezpośrednio dotyczących mieszkańców, takich jak sieć transportu publicznego czy planowanie przestrzenne. Może ograniczyć powszechne konflikty między gminami położonymi w obrębie aglomeracji o wspólne bilety komunikacji publicznej czy planowanie inwestycji.
Warto jednak ustawie przyjrzeć się bliżej, bo może się okazać, że za deklarowane korzyści będziemy musieli zapłacić cenę w postaci dalszego ograniczenia demokracji lokalnej. W poniższej analizie nie dokonuję oceny całości ustawy, ale skupiam się na tych aspektach, które są istotne z punktu widzenia postulatów demokratyzacji samorządu, podnoszonych przez koalicję Obywatele w Samorządzie.
Czytaj całość na portalsamorzadowy.pl
KOMENTARZE (0)
Do artykułu: Związki metropolitalne: Rzeczywistość a ustawowe fikcje