Zaostrzy się walka „dwóch wrogich plemion” czy zaczniemy w zgodzie zasypywać dzielące nas rowy? A może będzie to rok, w którym opozycja straci zupełnie na znaczeniu lub prawdą okaże się, że PiS grał za ostro, przedobrzył i słupki poparcia dla rządzących polecą w dół? Wybory samorządowe będą pierwszym sprawdzianem, który pokaże co na temat politycznych awantur myślą Polacy.
Najważniejsze pytanie z przyszłości brzmi: Czy centralny konflikt między wizją państwa PiS, którą prof. Karol Modzelewski, opozycjonista, pisarz i publicysta społeczny nazwał początkiem budowania państwa policyjnego, a zwolennikami państwa prawa, będzie jeszcze wyraźniejszy?
Pytanie o przyszłość, która wydaje się coraz bardziej nieprzewidywalna, to zadanie dla wróżek. Zdecydowaliśmy się przypomnieć, jaki obraz najbliższej przyszłości rysuje się w opiniach specjalistów i komentatorów.
Z wypowiedzi prof. Andrzeja Zybertowicza, socjologa, doradcy prezydenta, o zasypywaniu podziałów w ocenie rządów PiS w najbliższym czasie nie ma raczej co liczyć. Podczas dyskusji o przyczynach i skutkach podziału Polaków na dwa plemiona, zorganizowanej w ub.r. w Europejskim Centrum Solidarności, prezydencki doradca powiedział, kto do jakiego z tych plemion należy.
W jednym są ci, którzy akceptują minimum patriotyczne zdefiniowane przez profesora i "chcą, aby Polska w przyszłości nadal istniała", drudzy to "zdefiniowani kosmopolitycznie, dla których Polska jest jedynie fazą w rozpłynięciu się w jakimś amorficznym tworze".
Czy owo minimum patriotyczne stanie się dla PiS kierunkowskazem dla przyszłych ocen społecznych? Prof. Zybertowicz zdefiniował je tak: - Ja proponuję bardzo otwarte minimum patriotyczne: Polakom potrzebne jest własne suwerenne państwo, uznanie historycznej roli narodowotwórczej kościoła katolickiego i historii, od której nie można się odwracać, manipulować nią i jej fałszować.
Kłopoty z zasypywaniem podziałów w najbliższym czasie przewiduje też prof. Ireneusz Krzemiński, socjolog, kierownik Pracowni Teorii Zmiany Społecznej Centrum Badania Solidarności i Ruchów Społecznych. W rozmowie z naszym portalem przypomniał, że 500 plus, obniżenie wieku emerytalnego, uszczelnianie podatku WAT to kotwice, mające zapewnić PiS stabilność rządzenia i odporność na ewentualne fale sprzeciwu.
Ale nie tylko to. Wiele osób, które czuło się zepchniętych na margines za poprzednich rządów, czuje się przez PiS dowartościowane.
Są oni przekonani, że III RP nie wywiązała się należycie z obowiązków wobec obywateli. Pozostawiła część z nich samych sobie, nie zaspakajając ich elementarnych potrzeb. PiS zrobił wiele i dość skutecznie, aby teza ta miała jak najwięcej zwolenników.
- Najważniejsze, żeby dopłaty dla rolnictwa były wysokie - posumował w jednej z TV swoje oczekiwania rolnik z Pomorza. Nie jest w takim myśleniu odosobniony. Chcemy państwa zapewniającego bezpieczeństwo, godziwe życie i emerytury. Ostrzeżenia, że tracimy demokratyczne państwo i jego najważniejsze instytucje, dla wielu z nas to wciąż abstrakcja.
- Transformacja ustrojowa bolała od początku. W ciągu pierwszych trzech lat przemian każda rodzina straciła 1/3 dochodów. To były duże koszty, ale wszystko się zaczęło zmieniać - podkreślał prof. Krzemiński. - Lecz teraz wychodzą wielkie braki w rozwoju społecznym. To powoduje, że ludzie są egoistyczni, zapominają, że los rodziny, najbliższych jest w niespodziewanie dużym stopniu uzależniony od tego, co zrobi premier albo poseł Kaczyński - twierdził prof. Krzemiński.
Tacy jesteśmy?
Dlatego radykalnych przetasowań w naszych ocenach PiS w 2018 r. raczej nie będzie. Podobnie uważa Jadwiga Staniszkis, socjolog, profesor nauk humanistycznych UW, jeszcze nie tak dawno uważana za zagorzałą zwolenniczkę PiS, dziś krytycznie recenzuje polityki rządu i prezydenta oraz nas samych.
- Sytuacja finansowa się nie pogarsza, bezrobocie maleje, bo ludzie wciąż masowo emigrują i szukających pracy robi się mniej. Nie jesteśmy społeczeństwem mieszczańskim, w którym zaufanie, współpraca, instytucje tworzą ciągłość i bezpieczeństwo. Jesteśmy biednym, konsumpcyjnym społeczeństwem, w którym wolność jest traktowana jako wyłącznie własna przestrzeń - mówiła w rozmowie z Parlamentarny.pl prof. Staniszkis.
Widać, że wyczerpują się powoli akumulatory z energią społeczną. Krytyka rządowych ustaw przez opozycję i rytualne wnioski o votum nieufności, najwyraźniej spowszedniały. Problemem według Jadwigi Staniszkis jest również pewien określony stan społeczeństwa.
Obojętność na cenzurowanym
- Kiedy w TV obserwowałam manifestację w Moskwie, zwróciłam uwagę, że tam są głównie młodzi ludzie. U nas natomiast protestować przychodzą ludzie mojego pokolenia lub troszeczkę młodsi, którzy pamiętają, że jeśli nie jest się przeciw, kiedy widać, że to niezbędne, to się w człowieku coś buntuje - wspominała prof. Staniszkis.
Prawda szczera, choć może okrutna na progu nowego roku brzmi tak: Coraz częściej włączamy najbardziej popularny mechanizm obronny, sprawdzony już wcześniej, czyli „jakoś to będzie”.
Może być zatem i tak, że ziszczą się wróżby, iż do grona osób stojących systemowo z dala od polityki dołączą w tym roku kolejni, z grona tych aktywniejszych, których przestały fascynować „partyjne wojny”, a chcą jedynie jak najszybciej dostosować się do nowych warunków.
Usprawiedliwianie bierności
Mają swoje usprawiedliwienia. Jedni powiedzieli: „czekam” i poszukują charyzmatycznego przywódcy, który pojawi się nie wiadomo skąd i wskaże najlepszą dla wszystkich drogę. Inni przekonują, że żadne protesty nie są w stanie zmienić polityki PiS. Nie bardzo więc jest sens, żeby protestować. Narażać się na niedogodności policyjnych zatrzymań, przesłuchań i ewentualnych rozprawach przez sądem.
Mamy też i takie usprawiedliwienie: Skoro demokracja to prawo większości, a PiS ją ma, nie ma zatem powodu kwestionować decyzji podejmowanych przez parlamentarną większość.
Nawet jeśli nie wszyscy je akceptujemy, to takie myślenie powoduje, że zamykamy się w sobie i szukamy komfortu moralnego. To zjawisko powszechne w czasach gwałtownych zmian polityczno- ustrojowych. Zwłaszcza w krajach, w których demokracja nie miała czasu okrzepnąć.
Jacy będziemy?
Czy to znaczy, że parlamentarny walec toczony w szaleńczym tempie przez PiS, wykazujący wyjątkową wręcz inicjatywę w rozwiązywaniu wszelkich problemów drogami na skróty, nie napotka granic w 2018 r.? Nic nie jest przesądzone.
- Nie mam tego typu wyobraźni, żeby przewidywać, co się zdarzy, ale jestem wobec przyszłości nastawiona pesymistycznie, z różnych powodów - przyznała prof. Staniszkis. - To, co się u nas dzieje, jest nie tylko drażniące politycznie, ale obce cywilizacyjnie.
Profesor podkreślała, że ludzie są obojętni także dlatego, bo myślą, że mechanizm demokratyczny będzie w stanie to skorygować. Jednak przy takich ustępstwach socjalnych, obojętności młodych ludzi i społecznej apatii, mechanizm demokratyczny może nie zadziałać i pozwoli na kontynuację tego, co już dziś strasznie nas irytuje.
Nic nie jest przesądzone
Nie jest przesądzone, że zakładane scenariusze muszą się sprawdzić. Prof. Staniszkis uważa, że jedyną szansą na zmiany jest zjednoczona opozycja oraz ludzie, którzy się obudzą i dostrzegą, że to, co się dzieje w naszym kraju, uderza w nasze poczucie bezpieczeństwa, wartości obywatelskie oraz wybory.
Prof. Krzemiński również wierzy w obywatelską mobilizację. - To byłby trochę powrót do tego, z czego była zbudowana Solidarność. Obywatelskiego zaangażowania, poczucia, że moje życie jest dobre wtedy, kiedy nie tylko mnie się dobrze powodzi, ale i mojemu sąsiadowi, że mamy wspólne prawa, którym ufamy i je szanujemy - opowiadał prof. Krzemiński.
Wkrótce zaczniemy podejmować wyborcze decyzje. Wybory samorządowe będą pierwszym sprawdzianem, który pokaże, czy Polacy rzeczywiście nadal chcą biernie czekać na charyzmatycznego polityka, który da siłę połączonej opozycji, budując alibi dla bezczynności, czy też zdecydują się zawiesić swój konformizm na kołku?
KOMENTARZE (1)
Do artykułu: W 2018 r. opozycja straci zupełnie na znaczeniu? Zdecyduje społeczeństwo