• Część polityków PO wzięła udział w sobotnim (4 czerwca) marszu KOD i byłych prezydentów. Zauważalny był tylko brak Grzegorza Schetyny.
• KOD ucieka od podmiotów politycznych, ale nie wiadomo jak długo będzie to możliwe.
• Opozycyjna pozycja PO, w ocenie Rafała Chwedoruka, politologa z Uniwersytetu Warszawskiego, wymaga od jej polityków wyboru, czy zrobić to co SLD, czy to co PiS, po tym jak te partie utraciły władzę.
• Całej skonfliktowanej opozycji brakuje dzisiaj programu i pomysłu na to co dalej, gdy wyczerpie się paliwo sporu o TK.
Przypomnijmy, w roku przełomu 4 czerwca odbyły się tzw. częściowo wolne wybory parlamentarne. W ich czasie obóz Solidarności zebrał duże poparcie społeczne, które było impulsem do powołania późniejszego rządu Tadeusza Mazowieckiego. Wydarzenie to uważa się za początek serii zdarzeń politycznych, które doprowadziły do upadku PRL.
Sobotni marsz, mimowolnie stał się obiektem obecnego sporu politycznego. W jego organizacji brali udział aktywiści KOD, byli prezydenci RP i ich otoczenie. Na samym pochodzie nie zabrakło polityków. Była obecna np. Ewa Kopacz.
Brakowało za to Lecha Wałęsy, o którego poparciu dla KOD zapewniała Anna Domińska. Córka i jednocześnie dyrektor biura prezydenta Wałęsy mówiła: - Pan prezydent od początku mówił, że całym sercem tę inicjatywę popiera, ale jeszcze nie jest to czas, aby on uczestniczył w tych marszach.
Kto nie odnalazł się w roli opozycji?
Platforma w ostatnich tygodniach miała szereg epizodów, które mogły zastanowić nad kondycją ugrupowania. Po pierwsze omawiany marsz doprowadził do zawieszenia przez europosła Jarosława Wałęsę członkostwa w partii, część działaczy PO we Wrocławiu zdecydowało się opuścić struktury jeszcze wcześniej, w kwietniu. Tym samym PO straciła część radnych w tym mieście.
Do tego KOD prosił partie o ograniczenie swojego udziału w promocji marszu. W piątek (3 czerwca) Sławomir Neumann wspominał, że wszystkie, zainteresowane partie opozycyjne (PO, Nowoczesna, PSL) otrzymały od KOD prośbę o złagodzenie swojej retoryki wokół sobotniego wydarzenia.
Marcin Święcicki z PO, dla portalu wpolityce.pl podkreślił, że sobotnia manifestacja nie była tak skonstruowana jak poprzednie.
- Poprzednia demonstracja była w dziesiątą rocznicę „Błękitnego marszu” Platformy. I była ona organizowana głównie przez Platformę, ale przy wielkiej roli Komitetu Obrony Demokracji i innych naszych partnerów. Sobotnia manifestację organizował właśnie KOD, dlatego była bardziej obywatelska, mniej polityczna.
Jeszcze w lutym zarząd KOD wystosował oświadczenie dotyczące jej relacji z partiami. Do tej pory nic nie wskazuje, żeby linia Mateusza Kijowskiego i jego ruchu miała się zmienić.
- KOD nigdy nie będzie partią polityczną ani nie będzie startować w żadnych wyborach. Jesteśmy ruchem społecznym, którego celem jest obserwowanie działań władzy, protest przeciwko naruszaniu zasad demokracji oraz łamaniu Konstytucji RP. Chcemy obserwować polską scenę polityczną, a nie zaistnieć na niej jako jedna z sił walczących o władzę – można przeczytać na stronach internetowych KOD.
Grzegorz Schetyna „ostatnią deską ratunku”
Zapytany przez Parlamentarny.pl o obecną sytuację PO dr Rafał Chwedoruk z Uniwersytetu Warszawskiego precyzuje, że Platforma stała się partią władzy i to jej zaszkodziło.
- (Partia władzy - przyp. red.) to podmiot, który jest obecny we wszystkich segmentach elektoratu. Jest zdolny sprawować władzę przez bardzo długi czas. W przypadku Platformy to zakończyło się gwałtowną katastrofą między 2012, a 2013 rokiem. Kryzys musiał nastąpić – relacjonuje politolog. – Było to także efektem problemów z przywództwem. (…) Do tego PO utraciła dużo swojego elektoratu. Zwłaszcza najwierniejszych, wielkomiejskich, zamożnych wyborców.
Bez tej diagnozy trudno dzisiaj zrozumieć, w jakiej pozycji znalazła się PO. Porażkę wyborczą poniosła w ocenie warszawskiego politologa Platforma, której już nie ma.
- PO musi zweryfikować swoje miejsce, znaleźć nową formułę programową. (…) Jeśli Grzegorzowi Schetynie nie uda się przekształcić PO w partię średniej wielkości, kluczowy element sceny politycznej, to chyba nikt tego zrobić nie zdoła - uważa politolog.
Prognoza naszego rozmówcy dla PO jest ciekawa. Politolog dopatruje się analogii między PO i SLD, a poniekąd także PiS.
- PO starała się nieustannie poszerzać. Efektem czego Platforma musi wejść trochę na drogę PiS, by przetrwać. Musi teraz skupić się na przywództwie. To znaczy zdecydować, czy zrobić to co PiS w 2011 (po drugiej porażce wyborczej - przyp.red.), czy zrobić to co zrobiło SLD (po 2005 r. - przyp.red.). W 2002 roku eksplodował konflikt między Kwaśniewskim, a jego zapleczem parlamentarnym. Był składową porażki trzy lata później.
Politolog podkreśla, że SLD zniknęło z polskiej sceny parlamentarnej, gdy przestała rywalizować: najpierw ze sobą wewnętrznie, a potem z Twoim Ruchem. Sojusz z koalicją "Zjednoczona Lewica" pogrzebał swoje szanse w 2015 roku.
- PO jest w podobnym momencie. Pytanie, czy kilka miesięcy, straconych tuż po wyborach, zaważy na przyszłości PO - dodaje Chwedoruk.
Całą opozycją targają konflikty, które trzeba zażegnać
Relację obecnej opozycji (rozumianej szeroko) do siebie nawzajem, dr Chwedoruk określa jako szereg problemów. Pierwszym jest polityczny spór wewnątrz PO, między politykami tworzącymi dawne zaplecze Donalda Tuska (główną postacią jest tu Ewa Kopacz), a nowym kierownictwem partii.
Drugim jest sama obecność w Sejmie dwóch partii opozycyjnych, liberalnych na lewo od PiS.
- Widać po tąpnięciach powyborczych, że jeśli jednej z partii (PO lub Nowoczesnej – przyp.red.) poparcie rośnie, to jest to kosztem drugiej - mówi nam analityk.
Czytaj: Paweł Kukiz ma kilka słów do prezesa TVP
Trzecim punktem zapalnym jest KOD i jego przyszłość.
- Pytanie brzmi, czy KOD będzie tylko „stołem negocjacyjnym” opozycji? Czy też przyczyni się do upadku PO. Wiele środowisk, które wspierały Platformę, teraz najchętniej by się jej z przestrzeni politycznej pozbyło - wyjaśnia Chwedoruk.
Za problem nadrzędny opozycji w Polsce politolog uważa brak pomysłu programowego opozycji.
- Nawet wobec, banalnego 500 plus, trzeba znaleźć spójną odpowiedź. Ten wygra na opozycji, kto pierwszy zdoła zaproponować kreatywną propozycję. Zwłaszcza tego dnia, kiedy skończy się paliwo konfliktu o Trybunał Konstytucyjny i opozycja nie będzie już w stanie wyprowadzić dziesiątek tysięcy osób na ulicę.