100 dni rządu, KOD, siła Nowoczesnej? - Po raz pierwszy grupa obywateli nieuczestniczących w życiu publicznym jakoś się zainteresowała polityką. Z drugiej strony jestem ciekaw, co się będzie działo w infrastrukturze, którą udało się zbudować Prawu i Sprawiedliwości. Była zjednoczona wspólnym przeciwnikiem, póki PiS było w opozycji. Teraz niektóre z tych środowisk mogą poczuć się mniej wzięte pod uwagę, mniej nagrodzone za swoją postawę - uważa dyrektor Instytutu Filozofii i Socjologii PAN prof. Andrzej Rychard.
Prof. Andrzej Rychard: W pewnym sensie tak, ale musimy pamiętać, te podziały istniały dużo wcześniej. Nawet katastrofa smoleńska, o której się niekiedy powiada, że ona te podziały wywołała, nie była takim impulsem. To jednak podział między tymi, którzy raczej uważali, że transformacja ich skrzywdziła, a tymi, którzy może nie tyle sami uważali, ale co do których uważano, że odnieśli sukces w wyniku transformacji.
Podziały zostały wyraźnie wzmocnione przez dwa impulsy: katastrofę smoleńską oraz ostatnie wybory parlamentarne i prezydenckie. Uważam, że te podziały są obecne z różną siłą na różnych piętrach naszego życia publicznego. One są najsilniejsze na poziomie elit i mediów, potem są na poziomie świadomości społecznej, a nie zawsze są mocno zakorzenione w strukturze społecznej, choć ten proces zakorzenienia postępuje. Te podziały stają się coraz bardziej głębokie, ale coraz mniej szerokie - to znaczy grupa osób, która się zalicza do zwolenników jednej bądź drugiej strony, raczej nie rośnie. Raczej rosnące są grupy, które chciałyby się sytuować poza tymi podziałami. Stąd pojawienie się nowych ruchów na scenie politycznej.
Prawu i Sprawiedliwości udało się w czasie kampanii wyborczych w 2015 r. w pewnym sensie część tego podziału zamazać i dzięki temu właśnie ta partia zwyciężyła. Tradycyjni zwolennicy PiS i prezydenta Andrzeja Dudy to byli ci ludzie czujący się pokrzywdzonymi przez transformację, raczej z mniejszych miejscowości, raczej słabiej wykształceni, ci, którzy uważali, że transformacja poszła za daleko. Andrzejowi Dudzie, a potem PiS udało się do tej grupy tradycyjnych zwolenników dołączyć nowych. To byli ludzie sfrustrowani, ale dlatego że transformacja nie spełniła obietnicy, która brzmiała: im bardziej będziesz inwestował w wykształcenie, tym lepszą będziesz miał pozycję na rynku pracy. To działało przez wiele lat, w którymś momencie przestało i jak pokazali socjologowie, pojawili się nowi sfrustrowani. W odróżnieniu od tych starych sfrustrowanych często byli z większych miast, wykształceni lepiej niż przeciętnie. Ten "naddatek" zdaniem socjologów, np. Jarosława Flisa, pozwolił właśnie Prawu i Sprawiedliwości i Andrzejowi Dudzie wygrać wybory.
Jeśli przez zamazać rozumiemy raczej stworzyć wizerunek, że podziałów nie ma, a przez zasypać - rzeczywiście spowodować, że ich nie ma, to przynajmniej w części to zostało zasypane. Natomiast moim zdaniem nie zasypuje się nigdy raz na zawsze.
Te podziały mogą się "odsypać", bo choć Trybunał Konstytucyjny i inne instytucje medialno-polityczne nie są tak szalenie ważne dla tradycyjnego elektoratu PiS, to są ważne dla tego "naddatku", który zagłosował na Prawo i Sprawiedliwość. Oni mogą być pierwszymi, którzy będą odchodzili.
Można powiedzieć, że się bardziej ujawniły. Po wyborach, kiedy PiS zarzucił swoją twarz z kampanii wyborczej i zaczął się dobierać się do rozmaitych instytucji demokracji liberalnej, nastąpiła pewna aktywizacja ludzi, którzy przedtem nie byli tacy aktywni w sprawach publicznych. Przebiega ona pod hasłami niezgody na to, co robi Prawo i Sprawiedliwość. Wśród demonstrantów, np. pod parasolem KOD-u, zdarzają się ludzie, którzy w ogóle przedtem nie byli zainteresowani polityką.
W moim przekonaniu skutkiem działań, Prawa i Sprawiedliwości po objęciu władzy może być zawężanie nie tyle elektoratu, co możliwości poszerzania elektoratu. Z kolei tradycyjny elektorat PiS jest na pierwszy rzut oka nie do ruszenia, choć mógłby poczuć się zagrożony, gdyby obietnice socjalne nie były spełnione.
Czy KOD to jest nowa forma opozycji nawet nie tyle pozaparlamentarnej co pozapolitycznej?
Tak chcą się prezentować. Bardzo wiele ruchów, które potem kończyło w polskiej polityce, zaczynało jednak od haseł antypolitycznych.
KOD jest bardzo zróżnicowany, nie ma jednak wyraźnego oblicza ideowego i zupełnie nie potrafię przewidzieć, jaka będzie jego przyszłość. Czy jakaś jego część przeistoczy się w jakąś partię polityczną, czy też cały pozostanie poza polityką, bo to, że cały wejdzie do polityki, wydaje mi się być najmniej prawdopodobne - w takim wypadku na pewno po drodze poniósłby jakieś straty.
Dlaczego ci, którzy do tej pory pozostawali poza światem aktywności politycznej postanowili jednak wyjść na ulicę?
Nie mam na to jasnej odpowiedzi, w pewnym sensie PiS zmobilizowało przeciwko sobie część społeczeństwa, która do tej pory nie była aktywna.
Do ludzi mogło przemówić to, co słyszeli często w większości mediów, że naruszana jest konstytucja i pozostałe wartości, które się łączą z demokracją, z budową tego wszystkiego, co przez 25 lat było tworzone.
Chyba tutaj zadziałało też to, że dostrzeżono, że obraz Prawa i Sprawiedliwości z czasu kampanii wyborczej tak mocno różnił się od obrazu tego, co w praktyce zaczęło Prawo i Sprawiedliwość realizować zaraz po wyborach.
Nota bene działania Prawa i Sprawiedliwości zwalniają Platformę Obywatelską, nie w całości, ale w części, z konieczności szukania bardzo oryginalnej odpowiedzi na pytanie, po co chce dojść do władzy - po to, żeby odsunąć od władzy PiS. Tylko PO nie może chcieć dojść do władzy, by wrócić do tego, co było przedtem. Wyborcy źle to ocenili i PO przegrała wybory. No i dodatkowo PO ma partnera, konkurenta po stronie opozycji - Nowoczesną, która przypomina taką Platformę z wczesnego etapu, kiedy się jej coś jeszcze chciało.
Jesienią w internecie pojawiły się memy, na których na jednym obrazku z datą 2001 r. widać tonący statek z napisem Unia Wolności i szalupę z rozbitkiem podpisaną Platforma Obywatelska. Na drugim obrazku, współczesnym, tonie statek Platformy, a szalupa jest podpisana jako Nowoczesna.
To za każdym razem jest trochę mniejszy statek ratunkowy. Unia Wolności miała ambicje bycia dosyć szeroką orientacją. Platforma była już trochę węższa, chociaż pod koniec rzeczywiście rozpłynęła się coraz szerzej. Nowoczesna w sensie ideowym to jest jednak jeszcze wciąż sprawna, ale dosyć nieduża motorówka.
Na żaden z tych statków nigdy nie wskakiwali ludzie, którzy sobie pływalni niezależnie, czyli w ogóle nie uczestniczyli w życiu politycznym. Raczej nowe partie powstawały poprzez podbieranie elektoratu poprzednim, a nie poprzez aktywizowanie tej ogromnej grupy nieuczestniczących. Teraz jest pierwsza właściwie sytuacja, że grupa nieuczestniczących jakoś się zainteresowała tą polityką. Myślę, że w dużym stopniu przez to, że zobaczyła różnice pomiędzy tym co PiS mówi, a co PiS robi.
To także do pewnego stopnia kwestia reakcji moralno-estetycznej, bo uwierzono, że zaczyna się nadszarpywać podstawy konstytucji i ładu demokratycznego oraz tak wyraźnie kwestionować różne elementy rozwoju w ciągu ostatnich 25 lat. Część z tych osób, choć tego może nie werbalizowała, to jednak nie uważała tych 25 lat za porażkę i nie uważała się za beneficjentów oligarchicznych, mafijnych układów, jak to niekiedy było przedstawiane.
Reakcji moralno-estetycznej? "W gruncie rzeczy była to sprawa smaku", jak pisał Zbigniew Herbert?
Z drugiej strony jest dokładnie taka sama percepcja sytuacji. Jarosław Kaczyński też mówi, że to jest kwestia moralna i że to w pewnym sensie dla niego też jest kwestia smaku.
Perspektywa moralna dominuje w polskiej polityce. Jest jej i siłą, i słabością. To jest raczej konflikt wartości niż gra interesów. To dawało siłę "Solidarności", ale też zdaniem wielu socjologów - tutaj już dawno temu były przenikliwe analizy Jadwigi Staniszkis - utrudniało przejście z bardzo etycznego oglądu sytuacji, opartego na podział czarno-biały, do systemu, który opiera się na polityce rozumianej jako kompromisy, gdzie istnieją też odcienie szarości.
Polacy są na to wyczuleni od czasów pierwszej "Solidarności", bo ona była mocno zakotwiczona w tym wymiarze moralnym. Takie myślenie jest wciąż obecne po obydwu stronach polskiej polityki.
PiS zachowuje a nawet zwiększa poparcie.
Ten wzrost poparcia jest na poziomie nieco niższym niż poparcie dla partii, które wygrywały wybory w poprzednich latach, jakiekolwiek by one nie były.
Poparcie się utrzymuje, ponieważ cały czas jest obietnica socjalna, która utrzymuje przy PiS zwolenników tradycyjnych, a także ma szansę przyciągnąć część nowych. Te 500 złotych na dziecko - używam go jako symbolu - to jest rzecz atrakcyjna nie tylko dla najbiedniejszych, ale i dla niższej części klasy średniej. To nie są małe pieniądze jak na polskie warunki.
Poza tym do szerokiej opinii publicznej nie dochodzi jeszcze to, co moim zdaniem będzie problemem dla Prawa i Sprawiedliwości. Chodzi przede wszystkim o dalsze zdobywanie pieniędzy na realizację obietnic socjalnych, gdy dużo się zmienia w sferze politycznej, naruszając pewne instytucje demokracji liberalnej. To powoduje, że takie agencję S&P obniżają rating. Najciekawsze jest, jak to uzasadnili.
Uzasadnili tę obniżkę politycznie.
Napisali, że choć sytuacja gospodarcza jest OK, to jednak widać, że pewne decyzje polityczne zmieniają otoczenie prowadzenia biznesu w kierunku niekorzystnym. To może być bolesna lekcja dla Prawa i Sprawiedliwości.
Poza tym mam wrażenie, że trochę nadłamuje się wizerunek Prawa i Sprawiedliwości jako partii, która jest skuteczna w realizacji obranego kierunku. Otóż, tak nie jest.
Jedna z takich domowych teorii, która wyjaśnia to, co się dzieje w Polsce, brzmi tak, że to jest to, co Kaczyński od początku zaplanował. Ale jest druga szkoła, do której zwolenników ja się zdecydowanie zaliczam, że coś poszło nie tak - nastąpiło jakieś zatarcie, pęknięcie. Nie spodziewano się tak silnego oporu. Nie ma tak do końca klarownej wizji - dlatego raz się wychodzi z 500 zł na każde dziecko, a potem już od drugiego dziecka itd.
Są też napięcia wewnątrz samego obozu PiS, nieuchronne pomiędzy ośrodkiem prezydenckim a rządowym. W każdej partii to było i PiS od tego też nie ucieknie.
Demonstracje nie są tylko przeciwko PiS. Przez ostatnie lata ta partia skutecznie mobilizowała zwolenników na rocznicach i miesięcznicach smoleńskich oraz na grudniowych marszach wolności i solidarności - ostatni z nich odbył się już po utworzeniu rządu. Władza cały czas zachowuje zdolność do mobilizowania swoich zwolenników.
PiS zachowuje zdolność. Miał tę zdolność głównie, kiedy był opozycją, był antyestablishmentowy, dlatego też wygrał.
Czy teraz nadal jako partia rządząca będzie w stanie tak mocno mobilizować nastroje, zobaczymy. Miesięcznice smoleńskie, moim zdaniem, w sporym stopniu były napędzane przez małostkową postawę poprzednich władz, które nie wiem zupełnie, z jakiego powodu uparły się, żeby nie było pomnika na Krakowskim Przedmieściu. W moim przekonaniu to jest naturalne miejsce dla takiego pomnika.
Nie wiem natomiast, czy nadal będzie można organizować wielkie demonstracje w sytuacji, kiedy np. górnicy są wysoce niezadowoleni z typu dialogu prowadzonego z rządzącym PiS-em, kiedy "Solidarność" wysyła sygnały nie zawsze entuzjastyczne pod adresem Prawa i Sprawiedliwości.
Przecież na Węgrzech rząd Orbana posługuje się wielkimi manifestacjami zwolenników do pokazywania, że ma poparcie społeczeństwa. Poza tym przez lata w opozycji PiS obrosło zapleczem różnych ruchów wspierających, na które zawsze mógł liczyć na manifestacjach.
Jestem ciekaw, co się będzie działo w infrastrukturze, którą udało się zbudować Prawu i Sprawiedliwości. Była zjednoczona wspólnym przeciwnikiem, póki PiS było w opozycji. Teraz niektóre z tych środowisk mogą poczuć się mniej wzięte pod uwagę, mniej nagrodzone za swoją postawę. Mogą tracić siły i ochotę do wspierania Prawa i Sprawiedliwości.
Jako socjolog jak by pan scharakteryzował tych, którzy z jednej i z drugiej strony wychodzą na ulice. Bo jeżeli mówi się o zwolennikach PiS-u to pojawiają się takie uproszczenia, jak lud smoleński czy moherowe berety. Z drugiej strony mamy KOD, któremu przypina się łatkę komunistów, złodziei, ukrytej opcji niemieckiej, wegetarian i cyklistów. Da się te dwie grupy jakoś scharakteryzować?
Obie grupy są bardzo różnorodne wewnętrznie, przy czym KOD jest moim zdaniem bardziej zróżnicowany niż grupa zbliżona do PiS i Smoleńska.
Obydwie te grupy wywodzą się z wielonurtowej tradycji protestu solidarnościowego. Unikalność "Solidarności" polegała m.in. na tym, że ona potrafiła spowodować, że różne te odłamy potrafiły działać razem.
Ocena 25-lecia jest tutaj czynnikiem, który różnicuje. Wśród demonstrujących przeciwko PiS jest więcej tych, którzy byliby skłonni twierdzić, że minione 25 lat to nie był okres stracony, a po drugiej stronie jest więcej takich, którzy myślą przeciwnie. Do pewnego stopnia jest to skorelowane z powodzeniem. To nie jest oczywiście tak, że z jednej strony są futra, a z drugiej kufajki. Gdyby jednak ktoś zrobił badanie, które jest kompletnie nie do wykonania, to być może okazałoby się, że przeciętny dochód w rodzinach bliskich KOD jest nieco wyższy, ale nie jakoś radykalnie, niż przeciętny dochód w rodzinach tych drugich demonstrantów.
Moim zdaniem raczej jest to podział moralno-estetyczny niż pod względem struktury społecznej. Trudno jest o socjologiczną charakterystykę, bo w zależności od tego, jaki aspekt weźmiemy, czy ten kulturowy czy ten bardziej taki bytowo-socjalny, to są różne odległości między tymi grupami.
KOMENTARZE (1)
Do artykułu: Prof. Rychard o 100 dniach rządu, KOD, PO i Nowoczesnej: Moim zdaniem to podział moralno-estetyczny