• Ministerstwo Środowiska pracuje nad zmianami w ustawie o prawie wodnym.
• Samorządy nie chcą przepisów w tym kształcie, chodzi głównie o relacje JST i nowej spółki „Wody Polskie”.
• Ich zdaniem wprowadzenie ustawy w obecnym kształcie to wzrost opłat dla mieszkańców, samorządów i przedsiębiorców.
• Resort przestrzega, że nieuchwalenie prawa wodnego w terminie pociągnie za sobą wielkie koszty dla JST.
Rząd pracuje nad rewolucją w prawie wodnym. Zmian jest bardzo dużo. Przeciętnego Kowalskiego najbardziej zainteresuje z pewnością to, że ustawa znosi zwolnienia dotyczące korzystania z wód przez elektrownie i elektrociepłownie. Zdaniem resortu środowiska podwyżki nie będą wyższe niż 30 zł w skali roku.
Z punktu widzenia samorządów istotne będzie powołanie specjalnej spółki - Państwowego Gospodarstwa Wodnego „Wody Polskie”. Zastąpi ona krajowe i regionalne zarządy gospodarki wodnej, będzie pobierać opłaty, wydawać pozwolenia, odpowiadać za budowę wałów przeciwpowodziowych, regulację rzek czy budowę dróg wodnych.
„Wody Polskie” zabiorą samorządom sprawy dotyczące pozwoleń wodno-prawnych. Rocznie samorządy wydają ok. 28 tys. takich decyzji, co daje roczny przychód w wysokości ponad 6 mln zł tylko z opłaty skarbowej. O taką prawdopodobnie sumę spadną wpływy do samorządowych budżetów.
Czytaj też: Lider PSL: Wkrótce czeka nas ogromna podwyżka cen wody, opłat za ścieki, podwyżka cen leków i cen prądu
Spór o „Wody Polskie”
Projekt zmian w prawie wodnym nie podoba się samorządowcom. Swoje wątpliwości wyrazili w trakcie kwietniowego posiedzenia Komisji Wspólnej Rządu i Samorządu Terytorialnego. W opinii eksperta Związku Powiatów Polskich Grzegorza Kubalskiego, dokument jest antysamorządowy.
- Mamy do czynienia z sytuacją, w której zarówno określone kompetencje, jak i określone dochody zostają zabrane samorządom na rzecz konkretnego, nowo tworzonego podmiotu o charakterze rządowym - zaznacza Kubalski.
Jak wyjaśnia Kubalski chodzi przede wszystkim o kwestie składania przez „Wody Polskie” sprawozdania jednostkom samorządu terytorialnego z zakresu ich działania na obszarze JST czy kwestie związane z rekompensatą jednostkom samorządowym opłat, które będą ponosiły na rzecz „Wód Polskich”.
Jego zdaniem oznacza to, że mamy do czynienia w ramach tego projektu ze zmianą aksjologii, która obowiązywała przez ostatnie 25 lat, w ramach której samorząd terytorialny i zarządzanie oparte o kryterium terytorialne było podstawą.
- Wracamy do funkcjonowania w systemie resortowym, gdzie określone, być może nawet ważne z punktu widzenia państwa obszary, są poddawane wyłącznej kontroli rządu. Z tego typu filozofią myślenia się nie zgadzamy - dodaje.
Zobacz: Przez szum informacyjny partie umiejętnie grają Polakom na nosie
Duże koszty nieuchwalenia prawa wodnego
Jak wyjaśnia Mariusz Gajda, podsekretarz stanu w Ministerstwie Środowiska, Ramowa Dyrektywa Wodna nakłada zarządzanie w układzie zlewniowym, czyli w układzie hydrograficznym. Podobnie jak jest to rozwiązane w większości krajów europejskich.
- Rzeki nie znają granic administracyjnych. Nawet jeśli uchwalimy ustawę, to ani woda nie popłynie pod górę, ani rzeki nie zmienią swojego biegu. Propozycja zespolenia administracji w zakresie zarządzania gospodarką wodną z administracją powiatową jest niemożliwa w związku z tym do spełnienia. Do tej pory samorządy, w szczególności powiaty i marszałkowie województw, wydawały pozwolenia wodnoprawne, ale to były zadania z zakresu administracji rządowej, a nie samorządowej. Po zmianie prawa to strona rządowa weźmie na siebie koszty związane z wydawaniem tych pozwoleń, także koszty pracowników - uważa Gajda.
KOMENTARZE (7)
Do artykułu: Prawo wodne. Bunt samorządów przeciw mniejszym kompetencjom i większym opłatom