Dziennikarz i publicysta analizuje pozycję Beaty Szydło w PiS, odnosi się do jej roli w kampanii wyborczej i zastanawia się nad znaczeniem słów – rząd autorski.
Konrad Piasecki, w komentarzu do powołania rządu, poddaje w wątpliwość możliwość samodzielnego doboru nazwisk przez Beatę Szydło. Dziennikarz wiarę w to nazywa wręcz naiwnością.
W jego ocenie od początku było pewne, że PiS jako partia będzie miało głos decydujący. Wygłoszony ustami innych liderów partii – Jarosława Kaczyńskiego i Mariusza Błaszczaka, czy nawet Antoniego Macierewicza.
- Oddając jej (Beacie Szydło – red.) zasługi - to oczywiste, że w procesie formowania gabinetu to właśnie oczekiwania partyjne, będą miały istotne znaczenie. Ale oczekiwania to jedno, a zepchnięcie kandydatki na premiera na margines rozmów o tworzeniu rządu, to zupełnie coś innego – pisze Piasecki.
Casus Marcinkiewicza
Ważnym argumentem publicystycznego tekstu jest przygoda PiS z 2005 roku, gdy premierem został Kazimierz Marcinkiewicz. Wszystkie obecne obostrzenia, jakim poddawana jest Szydło, w ocenie dziennikarza, mają ograniczyć jej działanie jako premiera do linii partii.
Na blogu dziennikarza czytamy, że w historii trzeciej RP tylko trzy osoby mogły pozwolić sobie na własną wizję gabinetu. Piasecki przekonuje, że tylko Marek Belka, Jarosław Kaczyński i Donald Tusk dysponowali swobodą decyzji personalnych, a nawet oni nie do końca. Belkę ograniczał czas, gdy Kaczyńskiego i Tuska konieczność współrządzenia w koalicji.
KOMENTARZE (1)
Do artykułu: Piasecki: Marzenia o rządach "autorskich," zazwyczaj okazują się mrzonkami