- Partie często nie są zainteresowane tym, żeby w radach byli ludzie robiący coś sensownego dla gminy. Chcą mieć „swoich” ludzi, którzy reprezentują ich interes i budują partyjne doły. W ten sposób psuje się lokalną politykę - mówi Grzegorz Makowski, dyrektor programu Odpowiedzialne Państwo Fundacja im. Stefana Batorego.
Makowski uważa, że problem samorządów jest to, że radni są na różne sposoby powiązani z władzą wykonawczą, co stawia ich w poważnym konflikcie interesów.
- A to jest jeszcze wzmagane przez upartyjnienie samorządów, szczególnie w powiatach, województwach i większych miastach. Ten problem jest też bardzo wyraźny w przypadku Warszawy. Choć, co ciekawe, stolica liderem pod tym względem nie jest. Brakuje ograniczeń, bo można być przykładowo urzędnikiem w Wołominie i radnym w Warszawie i vice versa - mówi dyrektor.
Według niego partie często nie są zainteresowane tym, żeby w radach byli ludzie robiący coś sensownego dla gminy.
- Chcą mieć „swoich” ludzi, którzy reprezentują ich interes i budują partyjne doły. W ten sposób psuje się lokalną politykę. Lepiej wziąć zaciąg na radnych z urzędników, którzy dostali funkcje dzięki „zasługom” albo „poglądom” niż szukać wartościowych ludzi, którym naprawdę zależy na gminie czy mieście. I efekt jest taki, jaki mamy - wyjaśnia.
Jak dodaje w wielu mniejszych ośrodkach jest prawdziwa sitwa.
- „Gęba na kłódkę” i słowa tam nikt nawet nie powie, choćby się paliło i waliło. W takich miejscach jest dopiero brak kontroli społecznej. W przypadku Warszawy można tylko żałować, że tak późno nastąpiła reakcja - twierdzi Makowski odnosząc się do sprawy reprywatyzacji w Warszawie.
Jednak jak twierdzi kadencyjność wcale nie byłaby lekiem na tą sytuację.
- Wprowadzanie kadencyjności na poziom lokalny tylko dlatego, że jest na państwowym i się sprawdza nie jest żadnym sensownym argumentem. Odtrutką na zagrożenia wielokadencyjności powinna być właśnie silna i aktywna rada, zdolna do wykonywania czynności kontrolnych - uważa Grzegorz Makowski. - Poza tym nie wiem jak przyjmą taką ewentualność ludzie z samorządów, reprezentujący obecną władzę. Nie sądzę żeby PiS-owski „teren” był zainteresowany tym, żeby ograniczać kadencje - dodaje.
Według niego wyraźnie widać, że obecna władza ma tendencje do centralizowania, a nie decentralizowania i demokratyzowania.
- Gdybym był złośliwy rzekłbym, że czeka nas raczej powrót do rad narodowych, znanych z epoki słusznie minionej. W każdym razie nazwa jest jak znalazł, zważywszy na retorykę rządzących. A szkoda, bo samorząd wymaga reform i to wcale nie przez korupcję. Choćby nieuchronna perspektywa zmniejszenia środków unijnych będzie dużym wyzwaniem. Już tylko z tego względu samorząd powinien zostać zreorganizowany - podsumowuje Makowski.
KOMENTARZE (0)
Do artykułu: Makowski: Partie wolą by radni dbali o ich interesy, a nie o interesy samorządów