XVI Europejski Kongres Gospodarczy

Transform today, change tomorrow. Transformacja dla przyszłości.

7-9 MAJA 2024 • MIĘDZYNARODOWE CENTRUM KONGRESOWE W KATOWICACH

  • 18 dni
  • 20 godz
  • 40 min
  • 54 sek

Jerzy Stępień: Pomysł, by naród pisał Konstytucję to kompletna bzdura. Wkrótce będziemy świadkami kolejnych wstrząsów

Jerzy Stępień: Pomysł, by naród pisał Konstytucję to kompletna bzdura. Wkrótce będziemy świadkami kolejnych wstrząsów
Jerzy Stępień /Fot.www.lazarski.pl/

- Społeczeństwo tego póki co nie czuje, bo symptomów, które świadczą o rozmontowywaniu demokracji nie doświadczyło jeszcze na własnej skórze - mówi Jerzy Stępień,  sędzia Trybunału Konstytucyjnego w stanie spoczynku, były prezes TK i współtwórca ustawy samorządowej.

• Sędzia Jerzy Stępień przekonuje, że rządzący usiłują wzniecić rewolucję, która ma, w ich zamiarze, doprowadzić do całkowitej wymiany elit.

• Pisanie Konstytucji przez naród uważa za kompletną bzdurę.

• Nie ma też wątpliwości co do zmian w ustawie o RIO. - Teraz izby mają być podporządkowane premierowi. To tworzenie stricte rządowego aparatu kontroli - podkreśla.

*******

Zmiany prawa to polityczna rzeczywistość każdego rządu, bez względu jaka partia rządzi. Jak pan ocenia to co się dzieje w Polsce pod rządami PiS?

Jerzy Stępień: Ponad rok temu w czasopiśmie uniwersytetu poznańskiego „Ruch Prawniczy, Ekonomiczny i Socjologiczny” postawiłem tezę, że rządzący usiłują wzniecić rewolucję, która ma, w ich zamiarze, doprowadzić do całkowitej wymiany elit, gdzie to się tylko da. Czy to będą spółki skarbu państwa, czy telewizja narodowa – teraz już nawet prokuratura. W tej chwili to, co się w Polsce dzieje, utwierdza mnie w tym przekonaniu.

Mamy przejęty Trybunał Konstytucyjny, za chwilę będziemy mieli KRS i generalnie sądy. Cała reforma edukacji jest robiona przede wszystkim, a może nawet wyłącznie po to, by dokonać zmian personalnych.

Oczywiście, w Polsce nie jest to możliwe dlatego, że taka rewolucja już się dokonała. W książce
„Prześniona rewolucja” prof. Andrzej Leder postawił tezę, że rewolucja społeczna w Polsce dokonała się w latach 1939-1956 i zakończyła się wytworzeniem całkowicie nowej struktury społecznej. Była okrutna, brutalna, narzucona z zewnątrz, ale jednak rewolucja, która głęboko przeorała tkankę polskiego społeczeństwa.

Czytaj też: Jadwiga Staniszkis: Też się boję terroryzmu. Ten strach trzeba jednak przełamać

Pozostając na gruncie ustaleń opisanych w książce, nie jest możliwe wprowadzenie kolejnej takiej rewolucji z dnia na dzień. Takie próby pogłębiają tylko chaos, który wyraźnie widzimy. Rządzący PiS usiłują taki ferment rewolucyjny wprowadzić, aby wykorzystać chaos i zbudować silną centralną władzę dyktatorską.

Nawet gdyby przypisywane rządzącym prowokowanie konfliktów, dzielenie obywateli, poprzez wyzwalanie złych emocji były prawdą, to jak to miałoby służyć budowaniu władzy autorytarnej?

- Chaos ma to do siebie, że ludzie w pewnym momencie są nim już tak kompletnie zmęczeni, że żądają rządów silnej ręki. Kogoś, kto zaprowadzi choć w miarę porządek. Ponieważ w Polsce jest pewna część osób, która nie wierzy w ideały demokratyczne, tylko opowiada się za silną władzą, przywita takie rozwiązanie z radością. Zresztą tak samo było przed wojną, co doprowadziło do rządów dyktatorskich Józefa Piłsudskiego, z wielką szkodą dla porządku publicznego, samorządu.

To właśnie teraz następuje u nas. Ten narastający bałagan, chaos, karuzela stanowisk, walki podjazdowe. Zupełnie idiotyczna historia smoleńska, która kończy się na naszych oczach kompletną kompromitacją. To spowoduje ogólny wrzask: „niech tu ktoś wreszcie zacznie rządzić, bo Kaczyński zajmuje się tylko trumną, sarkofagiem, który „ukradł” w Krakowie i przewiózł w tajemnicy do Warszawy”.

Jak to „ukradł”?

Jak była ekshumacja pary prezydenckiej, stary sarkofag pękł. Zrobiono więc nowy, ale w pewnym momencie okazało się, że stary sarkofag zniknął. Odnalazł się w Instytucie Lecha Kaczyńskiego w Warszawie. To sugeruje jakieś schorzenie psychiczne, jakąś psychozę.

To są koszmarne rzeczy. Przerażające to wszystko. Ludzie tego nie wytrzymają i w końcu będą krzyczeć, by ktoś zaczął rządzić silną ręką. Do tego Kaczyński oczywiście w ogóle się nie nadaje, będziemy zatem mieli festiwal pretendentów do bycia „silną ręką”. Nie wiadomo, kto ostatecznie wyjdzie zwycięsko z obecnej „grupy trzymającej władzę”. Nie wykluczone jednak, że może to być pan Ziobro, ze swą nieograniczoną wręcz władzą, Macierewicz, budujący sobie podległy WOT czy Morawiecki, w którym może obudzić się ochota na to, by być polskim Salazarem.

Jednocześnie mamy przerażające incydenty wielonarodowościowej wycieczki z berlińskiej szkoły do Auschwitz, która na własnej skórze przekonała się co to rasizm, młodzieńców w czarnych koszulach okładających i kopiących demonstrantów z KOD czy incydent z czarnoskórym człowiekiem, który w Warszawie na Dworcu Zachodnim chciał jechać do Berlina i nie wpuszczono go do autobusu.

To tylko incydenty, jak zapewniają władze.

- Może jakaś „noc długich noży” nas czeka. Bo PiS i jego zwolennicy zaczną się przede wszystkim miedzy sobą żreć i wykańczać. To, że Sadurska odeszła, bo była za bardzo pełnomocnikiem Kaczyńskiego, w każdym razie nie mieściła się w prezydenckiej formule, a jednocześnie tenże prezydent występuje z idiotycznymi pomysłami na referendum w sprawie Konstytucji, czyż nie jest czymś przerażającym?

Jeśli jest tak źle jak pan mówi, to dlaczego w większości patrzymy na to ze spokojem?

- Ja nie siedzę spokojnie. Robię wszystko co mogę, mówię o tym w mediach, próbuję tłumaczyć na spotkaniach z ludźmi, uświadamiać, skłaniać do krytycznego myślenia. Większość społeczeństwa śpi, w szczególności młode i średnie pokolenia. Zagrożenia jakie niesie nam obecna władza lepiej widzą ci, którzy pamiętają moment wyzwalania się z niedemokratycznego obozu.

Ludzie uważają, że ich prawa nie są niczym zagrożone. Jesteśmy w Unii, jesteśmy w NATO, sytuacja gospodarcza jest niezła, więc cicho siedzimy i dzięki naszej wyczekującej bierności ta degrengolada się powiększa.

Społeczeństwo tego póki co nie czuje, bo symptomów, które świadczą o rozmontowywaniu demokracji, nie doświadczyło jeszcze na własnej skórze. Nie wiem jak długo będzie to trwało. Według mnie - niedługo. Wkrótce będziemy świadkami kolejnych wstrząsów.

Demokracja, wolność to raczej słowa z arsenału elit, a elity, jak mówi Jarosław Kaczyński, to agenci, komuniści i złodzieje.

- Pan prezydent mówi, że tę Konstytucję pisały elity, a teraz naród będzie ją pisał. Chcę zobaczyć, jak ulica czy wyborcy będą pisali coś tak skomplikowanego, jak Konstytucja. Nigdzie się to nie zdarzyło i nie wierzę w to, że w Polsce mogłoby się zdarzyć. To jakaś kompletna bzdura.

Nie sądzę jednak, by do referendum w sprawie Konstytucji doszło. Już słyszę, że są opory ze strony Senatu, jakieś wątpliwości ma marszałek Stanisław Karczewski, który zresztą jest bezwolnym narzędziem w rękach Jarosława Kaczyńskiego. Ale i sama partia PiS odnosi się do projektu nader chłodno. To wszystko jest smutne.

Współtworzył pan ustawę o RIO. Nie jest dla pana zaskoczeniem, że jej nowelizacja spotkała się z tak znacznym oporem ze strony posłów opozycji oraz samorządowców? O jakie zagrożenia przeciwnikom zmian chodzi?

- Zmiany te niosą bardzo poważne zagrożenie z dwóch powodów. Cała idea Regionalnych Izb Obrachunkowych (RIO) była tak budowana, żeby opierać się na dwóch nogach, samorządowej i rządowej. Gdy pisaliśmy ustawę o RIO, naszą ideą było stworzenie instytucji zawieszonej między rządem a samorządem. Tej równowagi nie dało się osiągnąć. Na początku myśleliśmy, że powstanie Krajowy Związek Gmin, który razem z rządem będzie kreował działania RIO. To się nie udało.

Ustawa o RIO opóźniła się o dwa lata. Powstała izba, w składzie której co najmniej połowa członków to nie byli przedstawiciele samorządu. Taka struktura przetrwała do dnia dzisiejszego.

Co się zmieni? Przecież izby, tak jak do tej pory, nadal będą kontrolować samorządy.

- Dzisiaj „noga” samorządowa zupełnie znika. Tylko minister spraw wewnętrznych, osobiście, będzie przedstawiał premierowi kandydatów do RIO. Już nie będzie konkursów na prezesa. To jest tworzenie stricte rządowego aparatu kontroli.

Jeszcze groźniejsze jest to, że w dokumencie znalazły się zmiany niekonstytucyjne. W drugim czytaniu pojawiła się poprawka, która do jednego znanego Konstytucji kryterium nadzoru nad samorządem, polegającego na zgodności z prawem, wprowadza drugie kryterium, mianowicie „gospodarności”.

Jest to sprzeczne z Konstytucją RP, która wyraźnie stanowi, że jedynym kryterium nadzoru nad samorządem terytorialnym jest kryterium legalności, czyli zgodności z prawem. Wprowadzanie innych kryteriów nadzoru prowadzi do bezprawnego ograniczenia niezależności samorządów, co pozostaje w sprzeczności z zasadą decentralizacji.

Od tego, by oceniać, czy coś jest robione rzetelnie, gospodarnie, są wyborcy oraz Najwyższa Izba Kontroli. NIK może wszystko kontrolować pod kątem zgodności z Konstytucją.

Co to zmienia?

- Teraz RIO ma być całkowicie podporządkowane premierowi, a na dodatek będzie on decydował poprzez swoje uchwały i rozstrzygnięcia nadzorcze, czy dana decyzja podjęta przez samorząd odpowiada kryterium gospodarności, czy nie. Jest to bardzo groźne, bo w ten sposób rozszerza się katalog kryteriów kontroli samorządów, poza kryterium wskazanym przez Konstytucję. Wchodzimy tym samym w świat kontroli wyłącznie rządowej.

Rządzący twierdzą, że wprowadzają te zmiany w celu usprawnienia oraz wzmocnienia funkcji kontrolnej i pomocniczej RIO. Dla skuteczniejszego przeciwdziałania nadmiernemu zadłużaniu się samorządów. Nie pozbawiają one RIO samodzielności i niezależności. Same pozytywy. Są w nowelizacji rozwiązania, które by o tym świadczyły?

Niewątpliwie. Należy do nich chociażby możliwość kontroli spółek prawa handlowego, w których gminy mają udziały. Jeśli zaś chodzi o samodzielność i niezawisłość izb, to przypominam i przestrzegam przed nowym trybem wyboru szefów izb, który tym zapewnieniom przeczy. Po zmianach widać odwrotny pomysł.

Nowelizacja idzie w kierunku podporządkowania RIO premierowi, bo ten rząd wszystko chce centralizować. Jest to zgodne z filozofią partii rządzącej, która wszędzie chce mieć swoich ludzi i nie dostrzega w tym niczego złego.

 

Nie przegap najważniejszych wiadomościObserwuj nas w Google NewsObserwuj nas w Google News
×

KOMENTARZE (3)

Do artykułu: Jerzy Stępień: Pomysł, by naród pisał Konstytucję to kompletna bzdura. Wkrótce będziemy świadkami kolejnych wstrząsów

NEWSLETTER

Zamów newsletter z najciekawszymi i najlepszymi tekstami portalu.

Polityka prywatności portali Grupy PTWP

Logowanie

Dla subskrybentów naszych usług (Strefa Premium, newslettery) oraz uczestników konferencji ogranizowanych przez Grupę PTWP

Nie pamiętasz hasła?

Nie masz jeszcze konta? Kliknij i zarejestruj się teraz!