Po środowej (29 marca) kolizji z udziałem wiceszefa MON, Henryk Kowalczyk przypomina, że nie ma dowodów jakoby rząd PiS poruszał się inaczej niż poprzednicy. - Statystyka naszych stłuczek nie jest większa, niż u kogokolwiek innego - mówił w czwartek (30 marca) w dzień po kolizji polityk.
Przed posiedzeniem Komitetu Stałego Rady Ministrów, szef tego ciała przy premierze, Henryk Kowalczyk wyjaśniał, co się dzieje wokół transportu osób z kierownictwa ministerstw rządu. Przypomnijmy, że w środę w Warszawie doszło do kolizji limuzyny wiceszefa MON Bartosza Kownackiego. Jak informowały następnie służby, incydent nikomu nie zagroził i skończyło się na stratach materialnych.
- Zawsze stłuczki były, są i będą na tyle przejechanych kilometrów - mówił w czwartek (30 marca) Kowalczyk w radiu Zet. - Statystyka naszych stłuczek nie jest większa, niż u kogokolwiek innego.
Z bardziej osobistej oceny Kowalczyka wynika, że powszechną praktyką jest w rządzie, że osoby transportowane nie starają się ingerować w to, jak są przewożone. Tak też miała się zachować premier Beata Szydło, gdy jechała do swojego domu w lutym. To właśnie jej wypadek zwrócił uwagę opinii publicznej na warunki w BOR i to, co dzieje się wokół tej formacji.
- Jak kolumna premier wjeżdża do Kancelarii Prezesa Rady Ministrów to słychać sygnał dźwiękowy - mówił jeszcze w czwartek (30 marca) Kowalczyk. W ocenie polityka lutowy wypadek premier zwrócił uwagę na nawet drobne rzeczy w organizacji logistyki VIP-ów, stąd wzmożona gotowość do przestrzegania procedur.
W wyniku wypadku do którego doszło w Oświęcimiu premier Beata Szydło spędziła tydzień w szpitalu, odniosła tylko powierzchowne obrażenia. Jej hospitalizacja była raczej wynikiem troski o jej zdrowie i obserwacji. Towarzyszący jej ochroniarze BOR też ucierpieli.
MSWiA po wypadku zapowiedziało w dalszej perspektywie reformę BOR. Projekt tej zmiany nie został jeszcze w całości zaprezentowany opinii publicznej.
KOMENTARZE (0)
Do artykułu: Henryk Kowalczyk: Stłuczek BOR tyle samo, co w ubiegłych latach