Hejterzy pracują dla partii? Wojna na hejt to strzelanie ślepakami. "Zjawisko o tyle powszechne, co i mało istotne"

Hejterzy pracują dla partii? Wojna na hejt to strzelanie ślepakami. "Zjawisko o tyle powszechne, co i mało istotne"
Szacuje się, że z usług hejterów mogą korzystać niemal wszystkie partie polityczne i robią to bardzo chętnie (fot.pixabay.com)

Działają na forach internetowych, w mediach społecznościowych, na najpopularniejszych portalach internetowych. Dziennie dodają od kilku do nawet kilkunastu komentarzy. Cel? Krytyka konkurentów lub wychwalanie pracodawcy. Albo i jedno, i drugie.

„Rzeczpospolita” informowała, że Platforma Obywatelska zatrudniła 50 hejterów, którzy mają krytykować w sieci Prawo i Sprawiedliwość oraz prezydenta Andrzeja Dudę. Jak donosił dziennik, docelowo partia miała zatrudnić około 100 takich osób. W działalność w internecie bardziej zaangażować mieli się też sami posłowie. Takie rewelacje miał przekazać „Rzeczpospolitej” jeden z uczestników partyjnego spotkania w Jachrance. Tam miała o tym natomiast mówić premier Ewa Kopacz. Ta wiadomość zbulwersowała opinię publiczną. Jak twierdzi etyk, słusznie. – Jeżeli to prawda, to takie postępowanie jest całkowicie nieetyczne, jest elementem gry politycznej nastawionej na ośmieszenie przeciwnika. Inicjowanie nienawiści zwróconej ku konkretnym politykom kończy się tym, że cała klasa polityczna jest postrzegana negatywnie. Zwycięstwo w tej walce jest pozorne – uważa dr hab. Mariusz Wojewoda z Zakładu Etyki Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach.

 

Byle odnieść sukces

Politycy zdają się tym jednak nie przejmować. Szacuje się, że z usług hejterów mogą korzystać niemal wszystkie partie polityczne i robią to bardzo chętnie.

– Wynajmowanie hejterów jest częstym zjawiskiem. Wynika ono z tego, że jest wiele osób chętnych, za pieniądze, albo z innych pobudek – na przykład bycia zwolennikiem określonej partii, czy „ulżenia sobie”, aby takie działania podejmować. W sytuacji, gdy partie poszukują wszelkich dostępnych i legalnych czy na krawędzi prawa środków wpływania na decyzje wyborców, to, że zatrudniają hejterów, nie jest niczym dziwnym, ani zaskakującym. To, z jednej strony, kwestia zdeterminowania, aby odnieść sukces lub utrudnić sukces konkurencji, a z drugiej standardy moralne, które politycy czy doradcy posiadają lub nie – uważa dr hab. Wojciech Cwalina, prof. Uniwersytetu SWPS, zajmujący się psychologią marketingu politycznego.

Podkreśla przy tym, że działania hejterów są mało znaczące.

– Jest to zjawisko o tyle powszechne, co i mało istotne. Oczywiście jakąś grupę internautów-wyborców może zniechęcić, ale inną może zmobilizować do bardziej aktywnego wspierania czy działań odwetowych. Gdyż w obecnej kampanii nie jest trudno odgadnąć, która z partii może inspirować konkretne hejty. Czy bez takich działań można odnieść sukces? Z całą pewnością tak. Jest to strategia, na chwilę obecną, zmitologizowana, a jej skuteczność, według mnie bardzo nikła, jest wątpliwa – mówi dr hab. Wojciech Cwalina.

 

×

KOMENTARZE (1)

Do artykułu: Hejterzy pracują dla partii? Wojna na hejt to strzelanie ślepakami. "Zjawisko o tyle powszechne, co i mało istotne"

NEWSLETTER

Zamów newsletter z najciekawszymi i najlepszymi tekstami portalu.

Polityka prywatności portali Grupy PTWP

Logowanie

Dla subskrybentów naszych usług (Strefa Premium, newslettery) oraz uczestników konferencji ogranizowanych przez Grupę PTWP

Nie pamiętasz hasła?

Nie masz jeszcze konta? Kliknij i zarejestruj się teraz!