• Komisja Europejska przygotowuje dyrektywę, według której przedsiębiorstwa tymczasowo wysyłające pracowników za granicę, będą musiały płacić im według lokalnych zasad.
• Dla pracodawców oznacza to koszty związane nie tylko z wynagrodzeniem, ale też z obsługą administracyjną i prawną. Zmiany dyrektywy nie chce też rząd Beaty Szydło.
• Pracownicy z kolei pochwalają rewizję, oczekując wyższego poziomu życia.
Na początku przyszłego roku mamy poznać ostateczny kształt unijnej dyrektywy o delegowaniu pracowników. Zgodnie z obecnymi założeniami, przedsiębiorstwa, które będą tymczasowo wysyłać swoich pracowników za granicę, będą musiały płacić im wynagrodzenie według zasad dotyczących lokalnych pracowników.
Gdy okres delegowania pracownika przekroczy dwa lata, pracownik powinien być w pełni objęty przez prawo pracy kraju goszczącego, co oznacza np. konieczność odprowadzania lokalnych składek na ubezpieczenie zdrowotne.
Koszty pracodawcy
– Projekt przewiduje odejście od obowiązującej obecnie zasady zagwarantowania pracownikom delegowanym „minimalnego wynagrodzenia za pracę”. Po wejściu w życie nowej dyrektywy - oprócz minimalnej stawki danego państwa - pracownikowi trzeba będzie zapewnić również wszystkie inne składniki wynagrodzenia (np. dodatki świąteczne), które otrzymuje pracownik lokalny – wyjaśnia Marta Bitner, koordynator sekcji agencji opieki w Stowarzyszeniu Agencji Zatrudnienia.
Jej zdaniem, proponowane zasady mają doprowadzić do wyeliminowania z rynku przedsiębiorców z tzw. nowej Unii. Spowodowane będzie to tym, że zatrudniający pracownika delegowanego będzie – paradoksalnie – ponosił większe koszty niż lokalny przedsiębiorca.
Czytaj też: Unijna dyrektywa to zagrożenie dla setek tysięcy miejsc pracy
– Na podwyżkę kosztów przedsiębiorcy składają się elementy wynagrodzenia, ale też koszty związane z obsługą administracyjną i prawną. Kosztowna jest konieczność odnalezienia i zapoznania się z wymogami prawnymi i administracyjnymi. Trzeba będzie znaleźć umowy zakładowe, orzeczenia arbitrażowe, do tego dochodzi prawidłowe wypełnienie formalności i konieczność tłumaczenia dokumentów – wylicza Marta Bitner.
– Jeśli dyrektywa wejdzie w życie, polscy pracodawcy będą musieli przede wszystkim zadbać o dodatkowych specjalistów lub partnerów z państwa docelowego, którzy będą śledzić i przekazywać dokładne informacje nt. obowiązujących przepisów w danym landzie czy w danym zakładzie. Należy pamiętać, że już obecnie przedsiębiorcy delegujący ponoszą koszty, których lokalni przedsiębiorcy nie ponoszą. Pogłębi to nierówności i ostatecznie prowadzenie działalności obarczonej ryzykiem ogromnych kar może stać się nieopłacalne – dodaje.
Żółta kartka
Opinię Stowarzyszenia Agencji Zatrudnienia podziela 11 krajów UE, które wysłały Komisji Europejskiej tzw. żółtą kartkę. Należą do nich Polska, Czechy, Słowacja, Węgry, Dania, Litwa, Łotwa, Estonia, Bułgaria, Rumunia i Chorwacja. Parlamenty 11 państw uważają, że projekt Komisji narusza unijną zasadę pomocniczości, zgodnie z którą UE nie powinna regulować spraw, które mogą być lepiej rozwiązane przez same kraje członkowskie.
Minister rodziny, pracy i polityki społecznej Elżbieta Rafalska podkreśliła, że Polska nie popiera wprowadzenia nowego rozwiązania. – W naszej ocenie doprowadzi to do ograniczenia transgraniczności świadczonych usług; narusza i stanowi zagrożenia dla konkurencyjności naszych firm – powiedziała dla wPolityce.
Komisja odrzuciła jednak sprzeciw, tłumacząc, iż konkurencja oparta na kosztach pracy jest nieuczciwa.
Poparcie Francji i Niemiec
Dyrektywę wspierają za to kraje starej Unii.
W czerwcu 2015 roku siedem państw członkowskich UE zwróciło się z tą inicjatywą do unijnej komisarz ds. zatrudnienia Marianne Thyssen. Tymi państwami były Austria, Belgia, Holandia, Francja, Luksemburg, Niemcy i Szwecja.
– Należy zaznaczyć, że w zachodnich mediach bardzo często pojawiają się informacje o tym, iż polscy pracownicy zabierają miejsca lokalnym przez to, że konkurują niższymi kosztami. Ograniczenie delegowania jest więc łatwym, populistycznym argumentem. W rzeczywistości, delegowani pracownicy wypełniają luki tam, gdzie brakuje lokalnych – zaznacza Marta Bitner.
Według danych Stowarzyszenia Agencji Zatrudnienia zmiana ma być szczególnie dotkliwa dla branży budowlanej, transportowej i usługowej. Polscy pracownicy delegowani najczęściej pracują w sektorze budowlanym (46,7 proc.), w przemyśle (16,6 proc.) edukacji, zdrowiu i pracach socjalnych (13,9 proc.), oraz w usługach (12,8 proc.).
Z Polski pochodzi najwięcej pracowników delegowanych w UE. W 2014 r. było ich prawie 430 tysięcy na 1,9 mln (22,3 proc.).
Polskie stawki, zachodni zysk
Z drugiej strony co nie jest korzystne dla pracodawców, zwykle bywa korzystne dla pracowników. Polscy pracownicy - w przeciwieństwie do pracodawców - są zdziwieni stanowiskiem polskiego rządu.
Gdy Komisja Europejska przedstawiła propozycję rewizji dyrektywy, powołując się nadużycia, oszustwa i dumping socjalny, pod artykułami pojawiły się komentarze wyrażające oburzenie stanowiskiem naszego ministerstwa.
– Pracowałem kilka lat jako pracownik oddelegowany za granicę. Zadam pytanie: kogo my bronimy? Bo na pewno nie Polaków. Niemiecka firma płaci ponad 20 euro na godzinę za wykwalifikowanego pracownika, podczas kiedy Polak zarabia maksymalnie 8 euro (brygadzista). Wszystkie świadczenia płacone są w Polsce, dlatego co dwa lata pracownicy są zwalniani - bo inaczej musieliby przejść na niemieckie ubezpieczenie. A teraz najciekawsze: większość firm, tzw. wypożyczalni ludzi, nie jest polska; w Polsce mają tylko odziały do rekrutacji, czyli jakiś pokoik wynajęty w biurowcu. Rada dla fachowców: chcesz pracować za granicą – ucz się języka, wynegocjujesz dużo lepsze warunki niż zaproponują ci współcześni handlarze niewolników – komentuje użytkownik gastarbaiter.
– PiS jest przeciwko temu, żeby Polski pracownik nie był wyzyskiwany przez polskiego pracodawcę, który robi interes życia, zbierając jego unijne wynagrodzenie i płaci mu polskie 1500 zł dzięki "delegowaniu" – dodaje Sławek Sławek na Facebooku.
Pozostałe wypowiedzi również zmierzają w kierunku podwyższania i wyrównywania płac w całej UE.
Również polska "Solidarność" uważa propozycję za krok Niemców i Francuzów we właściwym kierunku.
– Jednocześnie można by przy tej okazji rozważyć wprowadzenie do dyrektywy podstawowej innych jeszcze rozwiązań, które w praktyce poprawią ochronę socjalną pracownika, a także relacje z pracodawcą i organami kontroli – chwali projekt dr Ewa Podgórska-Rakiel z zespołu prawnego komisji krajowej NSZZ "Solidarność".
Związek Zawodowy "Budowlani" podziela z kolei stanowisko Europejskiej Federacji Pracowników Budownictwa i Przemysłu Drzewnego (EFBWW), której jest członkiem. Według Federacji pracownicy budowlani są w Europie eksploatowani. Związkowcy pokładali w rewizji duże nadzieje, ale jej obecna kształt nie satysfakcjonuje ich, ponieważ jest... za mało radykalna.
– Rewizja dyrektywy o pracownikach delegowanych musi wywołać istotną zmianę w walce z eksploatacją pracowników – powiedział Dietmar Schäfers, prezes EFBWW. – W życie musi wejść zasada "równa płaca za tę samą płacę w tym samym miejscu". Musimy stworzyć taki system praw mobilnych pracowników, który eliminuje możliwość obchodzenia prawa przez samozatrudnienie czy inne nieuczciwe praktyki.
Miejsca pracy nie znikną
– Naszym zdaniem pracownicy delegowani powinni być traktowani jak lokalni pracownicy tymczasowi. Nie idziemy aż tak radykalni, żeby wymagać takiego traktowania, jak pracownicy stali – wyjaśnia sekretarz krajowy ds. dialogu Związku Zawodowego "Budowlani" Jakub Kus.
Jego zdaniem groźba utraty tysięcy miejsc pracy nie jest realna.
– Owszem, w niektórych krajach rządy, związki pracodawców, a nawet związki pracowników prowadzają jakiś rodzaj polityki protekcjonistycznej, czyli starają się chronić własny rynek pracy przed napływem obcokrajowców. Ale z drugiej strony w wielu krajach, szczególnie w sektorze budowalnym, istnieją ogromne luki kadrowe – zaznacza Jakub Kus.
– Nasz kraj deleguje najwięcej pracowników w Europie i jesteśmy zainteresowani utrzymaniem tej pozycji. Zgadzamy się z pracodawcami, że niektóre kraje tworzą przeszkody administracyjne, żeby ograniczyć delegowanie pracowników. Z drugiej strony nie zgadzamy się na delegowanie wyłącznie taniej siły roboczej. Polscy pracownicy mogą konkurować kwalifikacjami – podsumowuje.
KOMENTARZE (0)