W zeszłym roku USA wydało na wojsko 611 mld dol. (36 proc. wszystkich wydatków państw NATO), o 240 mld więcej, niż wymaga tego NATO. Gdyby wszyscy europejscy członkowie NATO wypełnili swoje zobowiązanie przeznaczania na obronność 2 proc. swojego PKB, wzrost nakładów sojuszu wyniósłby aż 320 mld dol.
W czasie kiedy media prześcigały się w doniesieniach o odejściu z PiS i PGZ Bartłomieja Misiewicza, dymisji Wacława Berczyńskiego oraz wotum nieufności dla odpowiedzialnego za ten zamęt i kadrowe tsunami w armii Antoniego Macierewicza, ministra obrony narodowej, umknęły informacje dotyczące obronności, które zasługują na uważniejsze zainteresowanie.
Nie chodzi o wciąż gorące emocje wokół osoby Macierewicza, które są doskonale znane i zdiagnozowane. Ich obszar zakreślają najlepiej kleszcze cęgów, w których tkwi minister. Z jednej strony są to opinie opozycji twierdzącej, że Macierewicz niszczy polską armię i niczym kapitan Titanica prowadzi ją wprost na górę lodową. Z drugiej oceny partyjnych kolegów przekonujących, że to najlepszy z dotychczasowych ministrów obrony i jedyny, któremu udało się zbudować Wojska OT.
Wicepremier Mateusz Morawiecki zapowiedział 25 kwietnia, że w przyszłorocznym budżecie będzie "co najmniej dwa, a może nawet trzy miliardy złotych więcej na obronność". Rok 2018 ma być pierwszym, w którym będzie obowiązywać nowa ustawa zakładająca podwyższenie finansowania armii.
Przypomnijmy, że do przeznaczania na obronność co najmniej 2 proc. PKB zobowiązane są wszystkie kraje NATO. Jeszcze w 2015 r. Polska z budżetem obronnym o wartości 10,5 mld dol. należała do elity członków NATO, którzy przeznaczają na cele wojskowe powyżej 2 proc. swojego PKB. W rok później, według najnowszego raportu Sztokholmskiego Międzynarodowego Instytutu Badań nad Pokojem (SIPRI) na temat wydatków na obronność na świecie, polskie nakłady na cele wojskowe w wysokości 9,3 mld dol., stanowią niecałe 2 proc. PKB Polski (1,95).
Dane te, to jednak przede wszystkim efekt obniżającego się kurs złotego wobec dolara. Według raportu tylko 4 z 28 krajów należących do sojuszu spełnia ten warunek. Obok USA, są to Francja, Grecja i Estonia. Według MON udział zrealizowanych wydatków na obronę narodową w PKB w 2016 r. wyniósł 1,99%. Niewiele mniej, niż planowano. Zaś wydatki w Planie Modernizacji Technicznej (PMT) były na poziomie 99,9 proc. Wskaźnik byłby kilka procent niższy, gdyby nie środki w kwocie 540 mln zł przeznaczone na zakup „średnich” samolotów dla VIP-ów.
Od przyszłego roku ma się rozpocząć proces zwiększania nakładów na obronę powyżej 2% PKB. Zapowiedź wiceministra Morawieckiego koresponduje z zapisami Strategii na Rzecz Odpowiedzialnego Rozwoju. Polska powinna zwiększyć wydatki obronne do poziomu 2,2 proc. PKB do 2020 roku, i do 2,5 proc. PKB do 2030 roku.
Prezes PiS Jarosław Kaczyński opowiadał się nawet za zwiększeniem wydatków obronnych do 3 proc. PKB. Deklaracje podwyższenia nakładów na obronę w większym stopniu, niż zapisano to w Strategii, składał też szef MON Antoni Macierewicz. Projekt ustawy MON o przebudowie i modernizacji technicznej oraz finansowaniu Sił Zbrojnych RP zamieszczony na stronach Rządowego Centrum Legislacji zakłada te same wskaźniki co program Morawieckiego.
Co ważne, wartość PKB ma być obliczana w stosunku do produktu krajowego brutto na dany rok, którego ustawa budżetowa dotyczy, a nie na rok ubiegły, jak ma to miejsce obecnie. Zdaniem ekspertów przy szacowanym wzroście PKB na poziomie 3 proc. oraz 2 proc. inflacji, tak liczona pula środków byłaby o 6 proc. wyższa, niż w wypadku obliczania zgodnie z obowiązującą ustawą. Według projektu oceny skutków tych regulacji, zmiana przepisów spowoduje wzrost wydatków obronnych o przynajmniej 117 mld w ciągu 10 lat.
Nie czas oszczędzać na armii
Obawy czy przy takiej mnogości zadań, które rząd ma do finansowania, to się uda, rozwiewa społeczne przekonanie, że dziś nie czas, by na armii oszczędzać. Nie chodzi tylko o strach przed wojną, do którego w ostatnim sondażu Kantar Publik przyznaje się 28 proc. ankietowanych. W sytuacji, kiedy wielkość podwyżki budżetu wojskowego USA o 10 proc. zapowiadanej przez prezydenta Trumpa, równa jest rocznemu budżetowi wydawanemu przez Rosje na armię, trudno wierzyć politykom wieszczącym szybki wybuch wojny.
Podwyższenie finansowania jest ważne dla realizacji najważniejszych dla armii programów. Jeżeli odsuniętoby realne podnoszenie nakładów na obronę w czasie, utrudniłoby to z pewnością szybką wymianę starego posowieckiego sprzętu, nie mówiąc o planowanym przez MON podniesieniu limitu liczebności SZ RP do 200 tys. żołnierzy, w tym do 150 tys. w 2019 r. i do 200 tys. żołnierzy po 2020-2022 r.
Bez odpowiedzi pozostaje przy tym pytanie: skoro mamy problem z unowocześnieniem sprzętu dla obecnych 100 tysięcy żołnierzy armii zawodowej, to czy uda się to zrobić lepiej i sprawniej w przypadku armii powiększonej do 150 tys.? To na pewno pytanie retoryczne?
Koszty WOT wzrosną
Dodatkowe środki potrzebne też będą na budowę Wojsk Obrony Terytorialnej. Koszty WOT wzrosną wraz z zapowiedzianym przez MON przyspieszeniem ich rozbudowy. Z początkiem przyszłego roku mają powstać (obok trzech już istniejących w województwach: lubelskim podkarpackim i podlaskim) brygady OT na Śląsku i w Wielkopolsce, które w pierwotnej koncepcji miały powstać dopiero w 2019 r. Dodatkowo mają być dwa bataliony lekkiej piechoty w stolicy.
Nie odbywa się ona „bezkosztowo”. W 2017 roku na zakupy i inwestycje związane z budową nowego piątego rodzaju sił zbrojnych przewidziano ponad 800 mln złotych, a koszty osobowe sięgną ćwierć miliarda zł. Terytorialsi, którzy mają mieć nowoczesne zestawy broni przeciwpancernej oraz przeciwlotniczej wraz z powstaniem nowych struktur będą kosztować coraz drożej.
- Otrzymujemy to samo wyposażenie, te same karabinki co Wojska Lądowe. Decyzja o tym, że ma to być nowy, a nie zużyty sprzęt, jest najlepszą z możliwych. Cykl życia sprzętu wojskowego w WOT musi być jak najdłuższy. Pomijając aspekty taktyczne, jest to jeden z powodów, dla których powinniśmy na starcie pozyskać jak najnowsze wyposażenie - by jak najdłużej z niego korzystać. To jest logiczne i racjonalnie – przekonuje generał Wiesław Kukuła, dowódca Obrony Terytorialnej.
Kontrowersyjne wydatki
Sposób wydawania pieniędzy przewidzianych w PMT, zwłaszcza w kontekście Budowa Wojsk OT, budzi największe kontrowersje. Czas pokaże czy uda się finansowo pogodzić budowę OT z zakupem nowego uzbrojenia i wyposażenia dla polskiej armii. Zdaniem Tomasza Siemoniaka, byłego ministra obrony narodowej, na pewno nie.
Mimo, iż tegoroczny budżet obronny został kwotowo wykonany niemalże w 100%, to z wielkich programów ruszyła tylko Regina. Reszta pieniędzy poszła na wydatki, które nie miały mieć wpływu na wykonanie planów modernizacji technicznej, m.in. uzbrojenie dla żołnierzy OT. - Wojska OT będą w kolejnych latach zużywać coraz większą część budżetu MON, zarówno jeśli idzie o koszty osobowe jak i o wyposażenie. To będą zmarnowane pieniądze - uważa Tomasz Siemoniak.
Pomimo relatywnie wysokiego wykonania PMT nie udało się rozpocząć największych, najbardziej kosztownych programów. Oprócz umowy na haubice samobieżne Krab, elementy modułów moździerzy Rak, uzbrojenie do F-16, zestawy przeciwlotnicze Piorun i Pilica doszły jeszcze samoloty dla VIP (umowa z marca br. również wpływa na wykonanie ubiegłorocznego budżetu) oraz sprzęt optoelektroniczny.
Wciąż jest wiele do zrobienia
Nadal nie realizowano wyczekiwanego od dawna kontraktu na zestawy rakietowe średniego zasięgu dla programu Wisła wartości co najmniej 30 mld zł. Nie podpisano umów na system artylerii rakietowej Homar (MON deklaruje, że umowy na te programy stanowią priorytet na ten rok). Pomimo zapowiedzi ministra Macierewicza nie zakupiono też śmigłowców oraz bezzałogowców różnych klas, o bojowych wozach piechoty czy samolotach wielozadaniowych nie wspominając.
W dyskusji dotyczącej wydatków obronnych Polski, ważnej i potrzebnej, przyświecać musi najważniejszy dla nas cel, realizacji któremu podniesienie nakładów na obronność powyżej 2 proc. PKB może się przysłużyć. W Polsce stacjonują żołnierze amerykańscy. Ale jakość stosunków z Amerykanami, o czym coraz częściej mówią publicyści i politycy, pozostawia wiele do życzenia. Minister Macierewicz nie jest też, zdaniem wielu oponentów osobą, która mogłaby je naprawić.
Polska gościnność
Powitaliśmy ich serdecznie, choć trochę niefortunnie. Pierwsze powitanie planowane na 12 stycznia nie odbyło się ponoć z powodu wycofania się z uroczystości głównodowodzącego wojsk amerykańskich na Europę, generała Bena Hodgesa, który zrobić to miał na wieść, że będzie w niej brał udział minister Macierewicz.
Podczas kolejnego podejścia polscy organizatorzy wyprowadzili wojsko na uroczysty apel w wietrzny deszczowy dzień o 9.00 mimo, że uroczystość miała się rozpocząć o godz. 15.00.
Ten termin trzeba było i tak przesunąć o godzinę, ze względu na brak ministra obrony narodowej Antoniego Macierewicza, który zajmował się w tym czasie, jak szybko doszli do wniosku komentatorzy, kluczową dla obrony narodowej sprawą Bartłomieja Misiewicza.
W Polsce zostało 500 sztabowców i logistyków
Obecnie większość z 3,5 tys. witanych żołnierzy relokowano w większości do Rumunii i Bułgarii. W polskich bazach w Żaganiu, Świętoszowie, Skwierzynie i Bolesławcu pozostało ok. 500 sztabowców i logistyków. Ważne jednak, że Amerykanie wreszcie u nas stacjonują i ma być ich więcej. Z punktu polskiej obronności to fakt trudny do przecenienia.
Jeszcze w tym roku planują przeniesienie z Niemiec do Polski dowództwo szczebla dywizyjnego do działań w Europie Środkowo-Wschodniej. Część publicystów uważa, że fakt ten świadczy najlepiej, iż minister Macierewicz umie rozmawiać z Amerykanami.
Deklaracja podniesienia wydatków na obronę narodową ponad próg 2 proc. PKB wymaganego przez NATO może być naszym silnym atutem w bilateralnych relacjach ze Stanami Zjednoczonymi. To ważne wobec wciąż jeszcze nie do końca zdefiniowanego pojmowania europejskiej polityki przez administrację Trumpa oraz jego irytacji co do nadmiernego finansowania obronności w ramach NATO.
KOMENTARZE (0)
Do artykułu: Bez zwiększenia nakładów na wojsko, nie ma mowy o szybkiej modernizacji armii