• Grupy polityczne w PE przygotowują się na styczniową batalię o fotel szefa tej instytucji.
• Ochotę na utrzymanie stanowiska ma Martin Schulz, ale chadecy nawet nie chcą o tym słyszeć.
• Na zwarciu w wielkiej koalicji może skorzystać trzeci gracz.
Dla europarlamentu półmetek kadencji oznacza przetasowania na kluczowych stanowiskach, od szefów i wiceszefów komisji, poprzez kierownictwa poszczególnych frakcji, aż po najbardziej prestiżowe stanowisko szefa PE. Wywodzący się z Socjalistów i Demokratów (S&D) obecny przewodniczący Martin Schulz sprawuje swoją funkcję od 2012 r., czyli drugą dwuipółletnią kadencję.
Kto popiera Martina Schulza?
Zgodnie z umową, jaką po wyborach do Parlamentu Europejskiego w 2014 r. zawarli między sobą socjaliści i chadecy, kolejna kadencja powinna należeć do kogoś z Europejskiej Partii Ludowej (EPL). Tyle że Schulz nie ukrywa, że chciałby prowadzić PE przez trzecią, bezprecedensową 2,5-letnią kadencję.
"Popieramy Martina Schulza, ponieważ zabezpiecza on ważną rolę, jaką do odegrania ma Parlament Europejski w kluczowym momencie, w jakim jest UE" - mówił na konferencji prasowej w Strasburgu szef frakcji socjalistów w PE Gianni Pittella.
Dodał, że w 2014 r. to socjalistka Helle Thorning Schmidt (ówczesna premier Danii) miała zostać szefową Rady Europejskiej, ale szefowie państw i rządów zdecydowali oddać to stanowisko Donaldowi Tuskowi z Europejskiej Partii Ludowej (argumentem było przekazanie jednego z ważnych foteli w instytucjach UE krajom ze wschodniej Europy). Idąc tym tokiem rozumowania, socjaliści nie zamierzają przestrzegać porozumienia z chadecją, skoro ta wcześniej nie przestrzegała ustaleń z nimi.
Dodatkowo wsparcie dla Schulza nie ogranicza się tylko do liczącej 189 europosłów jego macierzystej frakcji. Niemieckiego socjaldemokratę poparł w niedawnym wywiadzie wywodzący się z chadecji szef Komisji Europejskiej Jean-Claude Juncker. Podobnie jak Pittella wskazał on, że na kluczowych stanowiskach w PE nie powinno być zmian w obliczu kryzysów, z jakimi mierzy się obecnie Unia.
Wśród jego kolegów partyjnych nie wywołało to jednak entuzjazmu. "Nie ma wątpliwości, że ktoś z EPL będzie szefem Parlamentu Europejskiego od połowy kadencji" - powiedziało PAP źródło zbliżone do kierownictwa chadeków.
"W PE jest zmęczenie Schulzem i +monarszą formułą+, którą narzucił. On +sprywatyzował+ tę funkcję, nadużywał kompetencji dla swojej kariery i lansowania się" - dodaje w rozmowie z PAP inny polityk z szefostwa EPL.
Przygotowania do wyborów już się zaczęły. EPL ustaliła oficjalny harmonogram prac, który ma pozwolić najpierw na wyłonienie nowego kierownictwa frakcji, a później w połowie grudnia kandydata na szefa europarlamentu.
"EPL już wyznaczyła termin na nominację kandydata. Jesteśmy największą grupą w izbie. Jest wiele osób w Europie, które głosowały na EPL w ostatnich wyborach, dlatego mamy prawo to zrobić" - podkreślił w Strasburgu przewodniczący chadeków w PE Manfred Weber.
Kogo typują media?
W europejskich mediach już od dłuższego czasu pojawiają się nazwiska potencjalnych kandydatów, z których miałaby wybierać chadecja. Według rozmówców PAP najpoważniejszymi z nich są: Francuz Alain Lamassoure, Irlandka Mairead McGuinness oraz Austriak Othmar Karas. "Ta trójka się liczy. Oni rozmawiają, już prowadzą kampanię" - podkreśliło źródło.
KOMENTARZE (0)
Do artykułu: Wybory przewodniczącego PE: Karuzela nazwisk ruszyła