Partie liczą, że tak zwani celebryci uzyskają trochę głosów dla, ale nie wystarczająco dużo, by zdobyć mandat. To świadczy o ich słabości - ocenia profesor Stelmach.
Szokiem z pewnością jest dla wielu miejsce na liście dla Renaty Beger. Wystawienie Renaty Beger na drugim miejscu w Pile to być może próba liczenia na nazwisko, które jest wyborcom znane – powiedział w rozmowie z "Głosem Wielkopolskim" prof. Andrzejem Stelmachem, kierownikiem Zakładu Systemów Politycznych UAM.
Strzał w kolano SLD
Profesor uważa, że "to jednak strzał w kolano dla SLD".
Trzeba mieć na uwadze, że to osoba zamieszana w nieprawidłowości związane z listami i aferami politycznymi. Wyborcy powinni pamiętać, że kupowała podpisy na listach. Ktoś, kto jest zwolennikiem czystości etycznej w polityce, na pewno na nią nie zagłosuje - dodaje.
Nie mają znanych i cenionych nazwisk
Andrzej Stelmach podkreśla także to, że Platforma Obywatelska postawiła na znanego młociarza, a "czarnym koniem" Zjednoczonej Lewicy ma być Izabella Łukomska-Pyżalska, prezes sekcji piłkarskiej w Warcie Poznań.
Zasilanie listy celebrytami to nie trend, ale zjawisko faktycznie coraz bardziej popularne w polityce. Partie liczą, że tak zwani celebryci uzyskają trochę głosów dla partii, ale nie wystarczająco dużo, by zdobyć mandat. To świadczy o słabości partii. O tym, że nie mają znanych i cenionych nazwisk w swoich strukturawyboch - uważa profesor.
KOMENTARZE (0)
Do artykułu: Wybory parlamentarne 2015: celebryci na listach świadczą o słabości partii