W Łodzi wkrótce po prezentacji kandydatów do Sejmu zaczęto organizować debaty kandydatów. Z różnym skutkiem i różnym odzewem.
Lider łódzkiej listy PiS prof. Piotr Gliński wezwał do debaty jedynkę Platformy Obywatelskiej, czyli prof. Włodzimierza Nykiela, rektora Uniwersytetu Łódzkiego. Wybrał wyłącznie lidera partii drugiej w sondażach i współrządzącej w obecnej kadencji.
Według Dziennika Zachodniego może to być sygnał, że PiS uważa, że ma tylko jednego liczącego się rywala.
Z drugiej strony odmowa udziału dałaby PiS-owi pretekst, by oskarżać rywala o tchórzostwo i strach przed konfrontacją. W tym przypadku debata się jednak odbędzie: "prof. Nykiel zaproszenie przyjął, tłumacząc, że do ustalenia pozostają szczegóły techniczne, jak np. termin" - czytamy w Dzienniku Zachodnim.
Nie tylko jeden na jednego
Dariusz Joński, poseł SLD i lider łódzkiej listy Zjednoczonej Lewicy wybrał rozwiązanie nieco bardziej pluralistyczne i wysłał zaproszenia potencjalnym uczestnikom. Napisał w nich m.in., że każde wybory powinna poprzedzić rzetelna debata".
Joński - jak pisze dziennik - oczekuje debaty publicznej, ale ograniczył się do liderów list PO i PiS. Pozostałe ugrupowania (Kukiz'15 KORWiN, Nowoczesna, PSL, Partia Razem) pominął.
Lider ZL w okręgu sieradzkim za godnych debatowania uznał przedstawicieli PO, PiS i PSL, czyli "rzecznika rządu Cezarego Tomczyka, posła Witolda Waszczykowskiego i członka zarządu województwa Pawła Bejdę" - informuje Dziennik Łódzki. Dlaczego ograniczył się do wybranych dyskutantów? Tłumaczył, że zaprasza tylko liderów list ugrupowań mających reprezentację w Sejmie.
KOMENTARZE (0)
Do artykułu: W Łodzi debaty orężem wyborczym