- Wierzę, że zasadniczą działalnością komisji śledczej w sprawie afery Amber Gold nie jest kopanie na akord dołów pod kimkolwiek, ani żaden wyścig czy rajd, byle sprawę załatwić jak najprędzej. Jeśli komisja dojdzie do wniosku, że państwo w tej sprawie faktycznie zawiniło, wówczas będzie możliwe odzyskanie przez obywateli pieniędzy ze skarbu państwa – mówi w rozmowie z Parlamentarny pl. Paweł Grabowski, wiceprzewodniczący komisji śledczej ds. Amber Gold (Kukiz 15).
- Posiedzenie komisji z 7. września miało charakter organizacyjny. Wymagało porozumienia co do planu prac, zasad i ich przebiegu. I do takiego porozumienia doszliśmy, spokojnie pracując bez kamer i mediów.
Natomiast kiedy kamery ponownie stanęły przed komisją rozpoczął się swoisty spektakl niektórych posłów, w których nagle wstąpiła nadprzyrodzona energia i nieodparta chęć zabłyśnięcia ze swoimi przemyśleniami i wnioskami.
Wydaje się, że zarówno mnie, reprezentantowi obywateli przed komisją ds. afery Amber Gold, jak i szerokim kręgom społeczeństwa przyjdzie przyzwyczaić się, że część posłów, członków tej komisji, będzie ją traktowało niczym scenę do odegrania spektaklu, który ma im pomóc w politycznej karierze.
- Tak właśnie raczyła niedawno stwierdzić „Gazeta Wyborcza”, obwieszczając, że komisja jest po to, aby „kręcić bicz” na Platformę. Myślę, że ten bicz Platforma sama na siebie ukręciła, takim a nie innym działaniem. Dopuszczeniem do bezkarnego działania grupy kapitałowej, która mogła bez przeszkód oszukać tysiące osób, pozbawiając ich oszczędności.
Nie uważam, aby komisja miała na celu pogrążenie Donalda Tuska czy kręcenie bicza na PO, ale przede wszystkim powinna wyjaśnić, jak było możliwe, że w przypadku Marcina P. było tak wiele wątpliwych decyzji i wątpliwych faktów w prokuraturze, która raz po raz umarzała postępowania w sprawie.
Później zresztą Marcin P. często powoływał się na te korzystne dla niego rozstrzygnięcia prokuratorskie, które w mojej ocenie były zupełnie nieuzasadnione.
- Optyka dotycząca pracy komisji, co zrozumiałe, jest różna. Z jednej strony mamy propozycję PiS, żeby prace komisji trwały dość długo, aż 2 lata. Z drugiej, była propozycja posła Brejzy z PO, aby w ciągu pół roku przygotować raport końcowy, czyli tak w istocie całą sprawę przelecieć po łebkach.
To rodzi przypuszczenie, że poseł Brejza i PO chcieliby, by jak najszybciej pokazać, że wszystko było w porządku, że w zasadzie to nie wiadomo z czego się robi problem. Bagatelizuje tym samym fakt, że 20 tys. ludzi straciło prawie 850 mln zł.
Ten wniosek przepadł. Nie znalazł poparcia żadnego z posłów komisji.
- Jestem zwolennikiem rozstrzygnięcia wszelkich wątpliwości, które pojawiają się tam, gdzie niegospodarnie, ze szkodą dla obywateli były wydatkowane duże pieniądze.
Czyli zarówno w tak zwanej sprawie „SKOK- ów”, jak i aferze reprywatyzacyjnej. Niestety, decyzje w sprawie powołania komisji śledczych są decyzjami politycznymi. Gdyby rozstrzygnięcie afery „SKOK- ów” było na rękę PiS, to komisja śledcza do jej rozstrzygnięcia byłaby szybko powołana. Podobnie zresztą jest z aferą reprywatyzacyjną, w sprawie której żądamy komisji śledczej.
Kiedy jednak przyjrzeć się bliżej mnogości najróżniejszych powiązań w tej sprawie, działań władz w mieście, z wielu zresztą opcji politycznych, to mam wrażenie, że w polskim Sejmie nie znajdziemy zwolenników powołania takiej komisji.
Z drugiej strony PiS - mając w komisji ogromną większość - wcale nie musi się zgodzić na przesłuchanie w charakterze świadka np. ministra Gowina, który był wówczas ministrem sprawiedliwości?
- Jestem zwolennikiem wezwania przed komisję wszystkich osób, które mogą pomóc w rozwikłaniu tej afery. Winni podzielić się swoją wiedzą w tej sprawie, bez względu na to, czy są obecnie w opcji rządzącej czy opozycji.
Taka jest moja optyka. Nie jestem w stanie powiedzieć, jak to widzą posłowie PO czy PiS. Chodzi o wyjaśnienie ważnej społecznie sprawy, a nie rozpalenie grilla dla opiekania na nim jakiegoś ugrupowania czy polowania na określone osoby.
Jeśli było tak, że za czasów Platformy były tak daleko idące negatywne czy wątpliwe działania państwa, to trzeba to wyjaśnić i tyle.
Pojawił się też podczas posiedzenia komisji wątek działalności pana Marcina P. za rządów PiS oraz propozycja jednego z posłów, by na świadka wezwać również Jarosława Kaczyńskiego. Jeśli oczywiście będzie to wniosek uzasadniony, odpowiednio umotywowany, to ja nie mam nic przeciwko.
Czytaj też: Julia Pitera twierdzi że referendum w Warszawie to komisarz PiS w mieście
Mam natomiast wątpliwości co do różnicy skali tej działalności. Za rządów PiS Marcin P. miał wyrok za wyłudzenie kilkudziesięciu tysięcy złotych. Jest jednak różnica w wyłudzeniu stu siedemdziesięciu tysięcy zł, a 850 milionów.
Założenie linii lotniczych, brylowanie z politykami z pierwszych stron gazet, którzy, może i nieświadomie, ale w pewien sposób uwiarygodniali ten biznes, to inny kaliber. Oczywiście może to niefortunny zbieg okoliczności - każdy polityk może czasem nie zachować dostatecznej ostrożności w obcowaniu w biznesem - ale to trzeba wyjaśnić.
Jest pan zatem zwolennikiem dogłębnego zbadania korzeni tej afery?
- Wątek genezy działalności Marcina P. jeszcze przed powstaniem spółki „Amber Gold” jest jednym z ważniejszych wątków, choć moim zdaniem pobocznych, jeśli spojrzy się na ten problem przez pryzmat zadań komisji śledczej w tej aferze.
Komisja ma zbadać prawidłowość funkcjonowania organów państwa w odniesieniu do podmiotów grupy kapitałowej „Amber Gold”. Natomiast nie jest kompetencją komisji śledczej zbadanie przestępczej działalności Marcina P. zanim jeszcze założył wspomnianą grupę kapitałową.
Zbadanie genezy jej powstania może jednak przyczynić się do bliższego poznania pewnych zjawisk personalnych.
Niektórzy komentatorzy sugerują, że afera mogła być dziełem służb specjalnych i biznesu, chcących zemścić się na władzy za jakieś swoje krzywdy.
- Uważam, że każdy wątek tej sprawy powinien być zbadany. Również ciekawy wątek, choć moim zdaniem poboczny, syna Donalda Tuska, Michała. Z informacji, jakie mam na dzisiaj, wątek Michała Tuska nie ma kluczowego znaczenia w tej sprawie, ale skoro się pojawił, pojawiają się ewentualne wątpliwości. Dlaczego ich nie wyjaśnić? Przedstawiciel Platformy powinien poprosić Donalda Tuska i jego syna przed komisję, aby to ostatecznie wyjaśnić, a nie aby kogoś szkalować.
Ale przyzna pan, że komisja Amber Gold - poza wszystkim - będzie dla posłów odskocznią do startowania w wyborach za dwa lata?
- Będę szczery. Jako politolog oceniam, że jeśli chodzi o członków tej komisji wszystkie możliwości są dopuszczalne. Może się okazać i tak, że komisja będzie działała pod wybory samorządowe. Może być i tak, że będą to działała pod przyszłe wybory parlamentarne.
Z całą pewnością ocenią to obywatele. I jeśli okaże się, że komisja stanie się spektaklem na popisywanie się, przeciąganie i przedłużanie prac, to ludzie szybko się zorientują, że z tą komisją jest coś nie tak.
Ja nie zamierzam startować w wyborach samorządowych - ani na prezydenta Opola, ani Brzegu, skąd pochodzę.
Jako członek komisji śledczej mam dobre intencje. Celem, który sobie wyznaczyłem w pracy w komisji, jest wyjaśnienie czy państwo zawiniło, a jeśli tak, to gdzie konkretnie, w jakich obszarach, że piramida finansowa mogła działać tak długo i to mimo wielu sygnałów o dziejących się nieprawidłowościach.
Na te rozstrzygnięcia czeka tysiące obywateli.
- Tysiące osób, które wniosły sprawy sądowe o utratę pieniędzy, często oszczędności całego życia. Sądy odrzucają ich pozwy, gdyż spółka nie ma pieniędzy na wypłatę wyłudzonych środków, a odpowiedzialności skarbu państwa na tym etapie stwierdzić się nie da.
Jeśli komisja śledcza dojdzie do wniosku, że państwo w tej sprawie faktycznie zawiniło, wówczas będzie możliwe odzyskanie przez obywateli pieniędzy ze skarbu państwa.
Oczywiście może to budzić opór ze strony tych wszystkich, którzy w aferze „Amber Gold” nie uczestniczyli, a z których podatków pieniądze te będą rekompensowane, ale w takiej sytuacji wszystkie pretensje powinny być kierowane w stronę osób odpowiedzialnych za tę aferę.
Czytaj też: Reprywatyzacja: Sejm powinien przyjąć ustawę reprywatyzacyjną, tak chce większość Polaków
Mam nadzieję, że jeśli rzeczywiście tak było, to komisja takie osoby wskaże, a obywatele wystawią rachunek ugrupowaniom z których pochodzą.