• Mateusz Kijowski poinformował, że był obiektem ataku w Warszawie.
• Lider KOD nie odniósł obrażeń, ale przestrzega swoich zwolenników o możliwości prowokacji skierowanej wobec Komitetu.
• KOD sprzeciwia się działaniom rządu.
Z relacji lidera Komitetu Obrony Demokracji wynika, że w nocy z 25 na 26 czerwca był obiektem agresji słownej i fizycznej w Warszawie. Do całego zajścia doszło na terenie Dworca Centralnego w stolicy.
- Zostałem wczoraj tuż przed północą na Dworcu Centralnym zaatakowany - napisał na portalu społecznościowym Kijowski w niedzielę (26 czerwca). - Rozmawiałem przez telefon i nagle usłyszałem jakiś stek wyzwisk i otrzymałem dwa czy trzy ciosy w kark i głowę (na plecach miałem plecak, więc były chronione). Nic mi się nie stało. Wezwałem ochronę, atakujący został odprowadzony na komisariat, gdzie ja oraz on złożyliśmy krótkie słowne wyjaśnienia oraz daliśmy spisać swoje dokumenty.
Działacz społeczny stwierdził, że w całym zajściu dziwiła go liczba osób, które przebywały w tym czasie, w środku nocy, na stacji kolejowej.
Czytaj: Senator PiS chce sprawdzenia finansów KOD
Ponadto zaskoczyła go obojętność świadków zdarzenia.
- Całe szczęście, że nic się poważnego nie wydarzyło - pisał w dalszej części wpisu Kijowski. - Ale gdyby to była jakaś prowokacja? Gdyby ktoś próbował wzbudzić panikę? Agresywną reakcję? Może histerię? Czy jesteśmy gotowi do weryfikowania informacji? Docierania do źródeł? I czy umiemy zareagować w sposób pokojowy, kiedy sytuacja będzie naprawdę poważna?
Do KOD i swoich zwolenników Kijowski apeluje o zdrowy rozsądek i trzeźwość w ocenie sytuacji. Boi się, że organizacja będzie obiektem ataków.
Podziękował też wszystkim, którzy wyrazili troskę o jego zdrowie.
KOMENTARZE (3)
Do artykułu: Mateusz Kijowski został zaatakowany na warszawskim dworcu