Niespójne i nieskoordynowane wypowiedzi członków rządu na temat górnictwa niepotrzebnie wprowadzają nerwowość w będącym w trudnej sytuacji sektorze.
Jakiś czas temu, w drugim tygodniu listopada, Grzegorz Tobiszowski, który został później sekretarzem stanu w resorcie energii i pierwszym zastępcą szefa Ministerstwa Energii Krzysztofa Tchórzewskiego mówił o tym, że konieczne może być wyciszenie niektórych kopalń na okres dekoniunktury.
- Trzeba się zastanowić nad wyciszeniem kopalń, które mają trudno dostępne złoże, by zdjąć część węgla z rynku. Zlikwidowanie kopalni nie jest bezkosztowe, a z ekonomicznego punktu widzenia może być lepiej ograniczyć wydobycie, zmniejszyć zatrudnienie i utrzymywać w „uśpieniu”, w gotowości do ponownego uruchomienia w momencie powrotu koniunktury. Mówi się, że powinna ona wrócić za 4-5 lat i ceny węgla wtedy wzrosną. Mielibyśmy przygotowane kopalnie do ponownego wejścia na rynek w tym okresie - wskazywał cytowany przez Polską Agencję Prasową Grzegorz Tobiszowski.
Zaraz zrobiło się zamieszanie, a związkowcy zaczęli się irytować i pytać o to, jakie działania w branży rzeczywiście będą wdrażane.
Niedługo później Krzysztof Tchórzewski, minister energii, zaznaczył, że miejsca pracy to priorytet.
- Dla mnie priorytetem jest tworzenie miejsc pracy, rozwój a nie zamykanie. Bezrobocie jest bardziej kosztowne niż tworzenie miejsc pracy - podkreślił Krzysztof Tchórzewski. I dodał, że nie ma mowy ani o wyciszaniu, ani o zamykaniu górnictwa. To uspokoiło nastroje.
Tym bardziej, że Krzysztof Tchórzewski jest dobrze oceniany w sektorze węglowym. Dał się bowiem poznać jako osoba wyważona, skłonna do dialogu i otwarta na argumenty innych.
Ostatnio jednak wypowiedzi wicepremiera i ministra rozwoju Mateusza Morawieckiego znowu były wodą na młyn niechętnym górnictwu i nowemu rządowi.
- Najbardziej nierentowne szyby i najbardziej nierentowne części kopalni powinny być zrestrukturyzowane i zamknięte. Powinno się znaleźć pracę dla tych górników - powiedział Mateusz Morawiecki, wicepremier i minister rozwoju w rozmowie w TVP Info przed paroma dniami.
Choć potem niektórzy tłumaczyli, że pewnie chodziło o szyby kopalń, gdzie kończą się złoża i naturalnym będzie zakończenie w nich wydobycia za jakiś czas, to jednak opozycja zaraz przyczepiła się do tych wypowiedzi Morawieckiego.
Politycy Platformy zaczęli wskazywać, że Prawo i Sprawiedliwość nie godziło się wcześniej na żadne zamykanie kopalń, a teraz samo będzie chciało to robić.
Na kanwie wypowiedzi wicepremiera Morawieckiego zrobiono materiał wyemitowany w wydaniu telewizyjnych „Wiadomości” w poniedziałek 30 listopada.
- Oczekujemy teraz działań, które podejmował będzie nowy resort energii - mówi dla portalu wnp.pl Wacław Czerkawski, wiceprzewodniczący Związku Zawodowego Górników w Polsce. - Jednak trzeba będzie trochę poczekać, aż ta nowa struktura okrzepnie. Na razie jesteśmy od czasu do czasu świadkami niespójnych wypowiedzi różnych ministrów. Ostatnio słyszeliśmy przykładowo wypowiedzi ministra Morawieckiego. I już niektórzy zadają sobie pytanie, czy rzucanie hasłami w stylu, że trzeba znaleźć pracę dla górników, czy też, że trzeba przeprowadzić restrukturyzację polegającą na zamykaniu, bądź wyciszaniu kopalń - jest swoistym sondowaniem nastrojów, czy też są to rzeczywiste poglądy osób, które je wypowiadają. Obecna opozycja na czele z PO zaciera już ręce, wskazując, że Prawo i Sprawiedliwość nie dotrzyma obietnic przedwyborczych w zakresie górnictwa. A my liczymy, że jednak dotrzyma. Ja już przed wyborami mówiłem, że obietnice obietnicami, ale my pamięć mamy dobrą. A zatem z tych obietnic ten rząd zostanie rozliczony - podkreśla Wacław Czerkawski.
- Te wypowiedzi przedstawicieli rządu na temat górnictwa pokazują, że łatwo sobie samemu strzelić w stopę - zaznacza w rozmowie z portalem wnp.pl prezes jednej z firm górniczych. - Przecież to delikatna materia, więc wypowiedzi na temat zmian w górnictwie powinny być przemyślane i skoordynowane. Wielu ludzi uważa, że skoro któryś z ministrów coś mówi, to tak będzie. A zatem trzeba uważać na słowa, bo ludzie jednak przykładają do nich znaczenie. Nie powinno być tak, że któryś minister coś chlapnie, a potem inny z mozołem musi to prostować. Krzysztof Tchórzewski dwoi się i troi, cały czas ostro pracuje, bo przypadł mu resort energii, który przecież dopiero jest w budowie. A inni zupełnie niepotrzebnie swymi nieodpowiedzialnymi wypowiedziami podgrzewają atmosferę i wystawiają się na strzały nieprzychylnych PiS-owi oraz temu rządowi mediów. Zasada powinna być prosta, że każdy wypowiada się na temat dziedzin, które zna i którymi sam będzie się zajmował. A na temat pozostałych branż należy się wypowiadać bardzo oględnie. Inaczej komuś z innego resortu, a przy tym całemu rządowi, robi się pod górkę. Widać, że kwestie dotyczące komunikacji i public relations w tym rządzie mocno szwankują. Źle też dla Krzysztofa Tchórzewskiego, że nadzór nad energetyką ma resort energii objąć dopiero w drugim kwartale przyszłego roku, bo tak można było usłyszeć. To duży błąd. Uprawnienia właścicielskie są niezwykle istotne i Krzysztof Tchórzewski jako minister energii powinien od razu mieć nadzór nad górnictwem oraz energetyką. Tak, żeby móc sprawnie działać i realizować wytyczone cele - podsumowuje nasz rozmówca.
KOMENTARZE (1)
Do artykułu: Rząd powinien uzgodnić spójną narrację w zakresie górnictwa