Celem zapowiadanej przez PO reformy są lepsze warunki na rynku pracy, likwidacja umów śmieciowych, wzrost dochodów Polaków i uproszczenie systemu podatkowego - wyjaśniał na sobotniej konferencji prasowej Dariusz Rosati z PO.
Politycy Platformy Obywatelskiej wyjaśniali szczegóły programu gospodarczego "Polska Przyszłości" przedstawionego tydzień temu, podczas konwencji partii w Poznaniu.
Rzeczniczka sztabu wyborczego PO Joanna Mucha mówiła podczas sobotniej konferencji, że partia w kampanii będzie chciała przekonać Polaków, że proponowany system oznacza bardziej stabilną pracę, wyższe wynagrodzenia, które pracownik otrzyma na rękę i znacznie prostszy podatek.
"Będziemy chcieli się przebić z informacją, że korzysta na tej sytuacji 97 proc. Polaków, że dzięki temu mamy szansę wyjść z umów cywilno-prawnych, które są umowami fikcyjnymi i nie dają stabilności zatrudnienia, że będziemy chcieli wyprowadzić ludzi pracujących na czarno, że ten system najbardziej sprzyja biednym i tym, którzy mają dużo dzieci" - mówiła Mucha.
Rosati podkreślł, że PO w ciągu dwóch lat chce wprowadzić jednolity kontrakt na pracę, który zastąpi wszystkie dotychczasowe umowy śmieciowe, z którymi nie wiąże się pełne ozusowanie i które nie gwarantują pracownikom odpowiednich praw pracowniczych. "Będzie to skutkowało dwojako. Po pierwsze wzrosną dochody budżetowe z tytułu oskładkowania i ozusowania wszystkich kontraktów, a po drugie zmniejszy się szara strefa, ponieważ w takiej sytuacji nie będzie się opłacało pracować na czarno" - mówił.
Jak tłumaczył, na prezentowanych reformach systemu podatkowego i rynku pracy zyska większość obywateli, z wyjątkiem najlepiej zarabiających, którzy żyją samotnie.
"Istotą tego programu jest to, że 97 proc. zatrudnionych uzyska wzrost dochodów netto. 3 proc. będzie miało dochody takie same lub niższe, ale dotyczy to tylko osób o najwyższych dochodach, niemających rodzin. Dlatego też reforma przyniesie zasadniczą poprawę dla tych, którzy tego najbardziej potrzebują - najmniej zarabiających i obciążonych dużymi rodzinami. W ich przypadku zysk netto w skali roku może sięgnąć nawet 5 tys. zł" - wyjaśniał Rosati.
"Zasada jest taka, że im mniejsze zarobki, tym proporcjonalnie większe będą korzyści z tytułu wprowadzenia nowego systemu" - dodał polityk PO.
Jak wyjaśnił, nowością planowanego systemu podatkowego jest to, że podatek nie będzie rozliczany z dochodu jednej osoby, ale w zależności od liczby osób w rodzinie. "Dlatego obciążenia podatkowe będą odpowiednio większe dla osób samotnych, a odpowiednio mniejsze dla małżeństw wychowujących dzieci. Im więcej tych dzieci, tym większe będą ich dochody" - powiedział.
Rosati przypomniał też, że dla najmniej zarabiających stawka podatkowa będzie wynosiła 10 proc. i będzie stopniowo rosnąć do 39,5 proc. dla zarabiających najwięcej. "To ciągle jest mniej niż obecne najwyższe obciążenie podatkowe, które wynosi 43,5 proc." - powiedział.
Podczas konferencji porównał sytuację w obecnym systemie, gdy pracodawca wydaje 2111 zł, a pracownik - w przypadku, gdy wykorzystywane są ulgi na dzieci i jest to osoba, która rozlicza się ze współmałżonkiem - otrzymuje wynagrodzenie na rękę 1517 zł. "Występuje ogromny klin podatkowy, czyli różnica pomiędzy kosztem dla pracodawcy - ponad 2100 - i ostateczną kwotą, którą otrzymuje na rękę, do kieszeni pracownik" - tłumaczył Rosati.
"Nowy system będzie stanowił radykalne uproszczenie" - podkreślił. "Pracodawcę pracownik nadal kosztuje 2111 zł, ale od tego wynagrodzenia pracownik płaci tylko 10 procent podatku, 10 proc., bo mówimy o wynagrodzeniu minimalnym. W efekcie pracownik dostaje na rękę prawie 1900 zł, a nie 1200 lub 1500 i stąd wynika korzyść dla tych najniżej zarabiających" - podał.