Poza tym mamy najważniejszy argument, wypowiedź pana Berczyńskiego, dla PiS to wciąż osoba wiarygodna, który obwieścił światu, że to on „wykończył” Caracale i był pełnomocnikiem ministra Macierewicza ds. śmigłowców.
Zatem albo MON, który uporczywie twierdzi, że Berczyński nie był pełnomocnikiem do spraw śmigłowców złamał prawo w dostępie do informacji niejawnej, dostępie do tajemnicy państwowej, albo też, co bardziej prawdopodobne, Berczyński był pełnomocnikiem do spraw śmigłowców i od samego początku MON w tej sprawie kłamie.
W związku z tym nie pozostawało nam nic innego, jak zebrać dowody na to co Berczyński sam stwierdził. Poszliśmy do Ministerstwa Obrony, żeby znaleźć więcej dokumentów w sprawie. Kiedy je poznaliśmy włosy stanęły na głowie dęba.
Okazało się, że oprócz tego, co słyszeliśmy oficjalnie na temat przetargu, wartką strugą obok ministra Macierewicza płynie zupełnie inna prawda. W rzeczywistości było bowiem tak, że na osobiste polecenie min. Macierewicza ponad 10 tys. stron poufnych i zastrzeżonych dokumentów zostało przekopiowanych, a następnie przekazanych do ministerstwa obrony, tak, żeby panowie Berczyński, Nowaczyk i Misiewicz mieli do nich bezpośredni dostęp.
Jeśli dodamy do tego niejasne zaangażowanie i powiązania Wacława Berczyńskiego z Boeingiem, kupno za 2 mld zł samolotów bez przetargu, to pytań tych rodzi się rzeczywiście sporo.
Wiceminister obrony narodowej Michał Dworczyk tłumaczył też co szef miał na myśli mówiąc, że żadna z wymienionych przez nas osób nie miała wglądu w dokumenty przetargowe, sugerując skrót myślowy odnoszący się do czasu prac nad przetargiem w MR, gdzie nie uczestniczył nikt z MON.
Wiceministrowie próbują dorobić fakty, argumenty do potrzeb tego co mówi zwierzchnik. Wynika to z lojalności, ale ona też ma swoje granice. Minister wprost kłamał mówiąc, że Berczyński nie miał wglądu do dokumentów, bo mamy poświadczenia z jego resortu, że miał do nich dostęp.
To nie jest dyskusyjne, to sprawa znajdująca potwierdzenie w faktach. Trzeba być wyjątkowym optymistą, by po tak wielu kłamliwych i głupich wypowiedziach swojego zwierzchnika wierzyć, że się to znowu uda. Próżny trud.
To nie jest normalna sytuacja. To jest chore, kiedy koledzy ministra Macierewicza, tylko dlatego że są z komisji smoleńskiej, mają dostęp do ważnych tajemnic państwa.
Jesteśmy w przedziwnej sytuacji. Ci którzy powinni nadzorować prace Antoniego Macierewicza w żaden sposób nie reagują na to co wyczynia. Na tym polega odpowiedzialność polityczna premier Beaty Szydło, prezydenta Andrzeja Dudy. Nie reagując biorą również za to odpowiedzialność.
Według MON, jeśli nawet coś tam czytali, to były to dokumenty archiwalne. W komunikacie ministerstwa jest także stanowcze zaprzeczenie wobec oskarżeń PO jakoby Misiewicz, Nowaczyk i Berczyński brali udział w rozmowach offsetowych i mieli dostęp do dokumentów dotyczących tej sprawy.
Być może MON wymyśliło na swój użytek nową definicję dokumentów archiwalnych. Oni wszystko mogą. To kolejne kłamstwo, z których szef MON już wręcz słynie. Co więcej, z dokumentacji wynika również, że wiceminister Kownacki brał udział w komisji przetargowej w MR.
Nie mam najmniejszej wątpliwości, że w przyszłej kadencji sejmu, jeśli większość parlamentarna będzie inna, w tej sprawie będziemy mieli komisję śledczą, która dogłębnie ją wyjaśni.
Mamy bowiem do czynienia z gigantyczną aferą Macierewicza, w wyniku której w Radomiu i Łodzi nie powstało 4 tys. miejsc pracy, nie ma offsetu za 13 mld i nie ma śmigłowców wielozadaniowych dla polskiej armii. Mamy za to wyrzucenie najzdolniejszych generałów, wstrzymanie modernizacji armii, rozczłonkowanie najlepszych jednostek polskiego wojska.
Takie są efekty niespełna dwóch lat rządów Antoniego Macierewicza. Strach się bać co będzie dalej. Tak nie działa minister obrony. Kto wie, czy kiedyś nie dowiemy się o ludziach, którzy choć Polacy, pensje czy emerytury dostawać będą w innej walucie.
MON złożył zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa przez posłów PO polegającego na złożeniu fałszywego zawiadomienia o przestępstwie przekroczenia przez MON uprawnień polegających na ujawnieniu informacji niejawnych osobom nieuprawnionym. Wróżą wam teraz potężne kłopoty. Zgodnie z art. 238 Kodeksu karnego fałszywe zawiadamianie o popełnieniu przestępstwa jest penalizowane.
Złożenie tego wniosku przez ministra Macierewicza, to przykład jego desperacji. Widać jak bardzo minister Macierewicz boi się tego zawiadomienia. Ma świadomość, że pan Berczyński może spowodować koniec jego kariery. To wręcz kompromitacja. I jednocześnie jawny straszak wobec opozycji sprawującej demokratyczną rolę kontroli rządzących.
Minister Macierewicz chce zakneblować opozycję, żebyśmy nie mogli realizować swojego mandatu, a przynajmniej nie dopominać się o informacje z MON, bo zaraz pogrozimy prokuraturą. Ale nie damy się zastraszyć.
Macie jeszcze jakiegoś asa w rękawie?
Wszystkie wątki zostały podsumowane w zawiadomieniu do prokuratury, które liczy kilkanaście stron. W tym tygodniu wystąpimy o nowe dokumenty.
Nie żałujecie więc swoich działań, tego, że nie posłuchaliście rad resortu obrony, że jak wycofacie swój wniosek, MON nie złoży doniesienia?
Gdyby nie wejście do MON zespołu, który powołaliśmy, nie dowiedzielibyśmy się o kopiowaniu dokumentów, o tym, że dla Berczyńskiego zostało stworzone specjalne stanowisko, że Nowaczyk i Misiewicz mieli również dostęp do tych dokumentów.
Przez półtora roku było prowadzone postępowanie sprawdzające Wacława Berczyńskiego. Zakończono je w marcu... 2017 roku, kilkanaście dni przed jego "wyjazdem". Nie dowiedzielibyśmy się również, że minister Bartosz Kownacki, czego wcześniej nie ujawniał, był w komisji offsetowej, a pan Berczyński podróżował z ministrem obrony na rozmowy w sprawie śmigłowców do Francji.
Ich argumentacja co do tego, że te dwa procesy były oddzielne, też się sypie. Jeżeli min. Kownacki do samego końca zasiadał w komisji offsetowej z ramienia MON, współdecydował o zniszczeniu przetargu na śmigłowce wielozadaniowe, znaczy, że do końca czuwał nad tą sprawą.
Czytaj też: Szef MON złożył zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa przez posłów PO
Dowiedzieliśmy się, że pan Berczyński wyjechał z kraju tuż po swej feralnej wypowiedzi o przetargu na śmigłowce i powiedział, że tu już nie wróci. Czy to ma znamiona ucieczki? Zwłaszcza w kontekście doniesień o zakupach przez byłego szefa komisji smoleńskiej posesji za milion dolarów, kredytów branych od Boeinga, w której to firmie pracował i która otrzymała zamówienie z wolnej ręki, bez przetargu, na kupno przez Polskę samolotów dla VIP wartości ok. 2 mld zł.
Sugeruje pan, że mogło dojść do korupcji?
Od tego żeby to wyjaśnić jest prokuratura, ale wystosowaliśmy pytanie do koordynatora służb specjalnych, czy przed wydaniem certyfikatu bezpieczeństwa wyjaśniono źródła dochodów pana Berczyńskiego, wiedziano o kredytach oraz jego dziwnych kontaktach z byłą firmą, środkach na finansowanie nieruchomości.
To są wszystko bardzo ważne sprawy. W styczniu 2016 r., kiedy jest prowadzone dochodzenie co do przyznania certyfikatu dostępu do tajnych informacji pan Berczyński pobiera niejawne dokumenty, w swoim biurku przetrzymuje je przez osiem miesięcy, do września. W październiku, jak sam przyznał, „wykończył” Caracale.
Dokładnie 4 października jest decyzja o odstąpieniu od przetargu, a 2 dni później pan Berczyński zostaje przewodniczącym rady nadzorczej Wojskowych Zakładów Lotniczych w Łodzi. Czy to na pewno przypadek? Nie możemy tych spraw lekceważyć.
Wniosek o wotum nieufności dla min. Macierewicza został odłożony, minister dostał 33 tys. nagrody. Najwięcej z ministrów. Politycy zachodzą w głowę, jak bardzo trzeba być ważnym, by mieć w partii taką pozycję? Co pan sądzi?
To najwyższy kapłan religii smoleńskiej. PiS jest zakładnikiem człowieka którego stworzył i karmił i teraz płaci za to ogromną cenę i zapłaci jeszcze większą, dopóki go nie odwoła.
KOMENTARZE (4)
Do artykułu: Opozycja ma asa w rękawie w sprawie Wacława Berczyńskiego, Caracali i MON Antoniego Macierewicza?