W kampanii padło wiele obietnic ekonomicznych, ale kampania ma swoje prawa, a teraz trzeba sensownie zacząć pracować nad takim kształtem ustaw, które będą gospodarkę prowadziły dalej. Zachęcałbym nową partię rządzącą, żeby nie zepsuła tego, co zostało do tej pory osiągnięte - mówi profesor Dariusz Filar, ekonomista z Uniwersytetu Gdańskiego.
Jakie perspektywy dla gospodarki rysuje wyborcze zwycięstwo Prawa i Sprawiedliwości?
- To, że wygra Prawo i Sprawiedliwość było przewidywalne na podstawie sondaży. Wydaje się na podstawie bieżących informacji, że udało im się zrealizować program maksimum, czyli program samodzielnego rządzenia. W kampanii padło wiele obietnic ekonomicznych, ale kampania ma swoje prawa; teraz trzeba sensownie zacząć pracować nad takim kształtem ustaw, które będą gospodarkę prowadziły dalej.
Patrząc na sytuację z gospodarczego punktu widzenia bardzo bym zachęcał nową partię rządzącą, żeby nie zepsuła tego, co zostało do tej pory osiągnięte, czyli przede wszystkim stabilnego złotego. Z tego punktu widzenia wolałbym, żeby zapomniano o pomysłach ograniczenia niezależności NBP. Druga kwestia to utrzymanie w ryzach deficytu budżetowego i długu, tak żeby nie powróciła procedura nadmiernego deficytu.
Zwracałbym przede wszystkim uwagę na to, że w minionych latach Polska bardzo mocno awansowała we wszystkich wskaźnikach konkurencyjności, czyli poprawy warunków działania dla przedsiębiorstw. W tych rankingach z miejsca 60.-70. doszliśmy do miejsca mniej więcej 40. Jeżeli nowa partia rządząca sprawi, że będziemy nadal awansować, to będą uważał, że polityka gospodarcza idzie w dobrym kierunku.
Kampania rządzi się swoimi prawami, ale chyba nie może być tak, że politycy mówią co im ślina na język przyniesie, a potem robią coś całkiem innego. Jak mogą się odbić na gospodarce próby spełnienia przez PiS wyborczych obietnic?
– Patrzę na to bardzo spokojnie przez pryzmat liczb. Bardzo często się podkreśla, że płaca minimalna w Polsce jest trzykrotnie niższa niż w Niemczech czy Wielkiej Brytanii. Tak jest – tam wynosi ona ok. 1300 euro, u nas ok. 420 euro. Natychmiast jednak trzeba dodać, że niemiecka produktywność godziny pracy wynosi 41 euro, a polska 13 euro, więc proporcja jest taka sama. Wzrost płac może być konsekwencją wzrostu produktywności, ale nie odwrotnie. Postawienie wzrostu płac przed warunkami funkcjonowania przedsiębiorstw byłoby krokiem w złym kierunku. Minimalne wynagrodzenia w Polsce mogą nastrajać pesymistycznie, kiedy porównujemy się z najbogatszymi krajami Europy, ale trzeba pamiętać, że one są najwyższe w Europie Środkowo-Wschodniej.
A jak Pan ocenia szanse i ewentualne skutki wprowadzenia w życie sztandarowych haseł PiS, czyli dopłacania do każdego dziecka po 500 złotych, podniesienia kwoty wolnej od podatku i obniżenia wieku emerytalnego?
– W odniesieniu do każdego z tych punktów mam nieco inny pogląd. Dodanie po 500 złotych na dziecko to jeden z elementów transferów socjalnych. W Polsce dorywcze dokładanie wybranym grupom jakichś kwot nie jest rozwiązaniem. Cały system transferu, który wcale nie jest mały jest źle adresowany. Pieniądze, które państwo wydaje na wsparcie gospodarstw domowych, w niedostatecznej części trafiają do gospodarstw najbiedniejszych. Potrzebna jest przebudowa całego systemu transferu, co jest dużo trudniejszym zadaniem niż dodanie konkretnej kwoty wybranym osobom.
KOMENTARZE (1)
Do artykułu: Dariusz Filar po wyborach: zachęcałbym zwycięzców, żeby nie zepsuli tego, co osiągnięto