Sedno problemu to bariery biurokratyczno - prawne. Że one istnieją dowiadujemy się raz na cztery lata. Wiemy też, że urzędników jest trzy razy więcej niż było w PRL-u. Wiemy też, że dług publiczny wynosi jeden bilion złotych, a to oznacza rosnące koszty jego obsługi, a to oznacza biedę Polaków. Nawet dzieciom rodzice zakupów nie obiecują, gdy pieniędzy nie mają. Partie nie mówią o rozwoju, czyli o gromadzeniu środków. Traktują obywateli gorzej niż dzieci, obiecując wydatki, enigmatycznie markując wątpliwe przychody. Przyczyna jest po stronie obywateli, nie interesujących się swoją rolą w rządzeniu gminą i państwem. Pozytywna kampania zacznie się wtedy, gdy kandydaci do rządzenia zaczną proponować zmiany w zarządzaniu państwem, z udziałem obywateli. Trzeba żądać decentralizacji państwa i wzrostu przejrzystości procesów decyzyjnych oraz wzrostu odpowiedzialności personalnej za każdą decyzję. Chciałbym na przykład wiedzieć, kto doprowadził do palenia śmieci na wysypiskach? Nie ma odpowiedzialnych za ,,ustawy śmieciowe", monopolizujące rynek?