Nie ulega wątpliwości, że Pan Brudziński mówi prawdę.
Diabełki tkwią w szczegółach...
Koordynatorzy okręgowi wraz z szefami obwodowych zespołów samorządowych, przed wykonaniem zobowiązania (przez kierownictwo partii) do zorganizowania spotkań z mieszkańcami, napotkali (stety/niestety ?) "kłody na swojej drodze".
Oto bowiem do "samorządowej kampanii" ruszyli "spontanicznie" Proboszczowie, dziarsko wychwalając lokalnych samorządowców. Tu jednak "wychwalanie" bynajmniej nie przebiegało "bezboleśnie", bowiem niektórzy samorządowcy dostali (do nadal!) także "ojcowskie" cięgi, choć w tej "analizie" Polski samorządowej można zauważyć dość klarownie "merytoryczny" obraz...
Jaki (?) to niech Państwo u siebie poznają.
Rozumieć pewnie też należy, że gminne zaangażowania Posłów nie wpłyną na jakąkolwiek jakość aktów prawnych, bowiem po całodziennej pracy samorządowej z każdego miejsca w Polsce można w 2-3 godziny zdążyć do Warszawy na 23.55, aby "uczestniczyć" w głosowaniach, a wiemy, że i tak wielu posłów osiąga wyniki znacznie lepsze niż "60 minut na godzinę", jak proroczo wskazał kiedyś... satyryk?
Na koniec mały dylemat: nie wiadomo czy polska będzie "samorządowa" czy "satyryczna", ale na pewno "potrzeby i propozycje" zostaną określone i zaprezentowane (dokładnie w takiej kolejności?), może nawet w procesie "wychwalania"?