Do mzakrzewski: Nie ma potrzeby dwóch komisji. Uczestniczyłam 2x jako mąż zaufania w komisjach. Członkowie komisji najczęściej dzielą się i pracują na zmiany. Nie ma potrzeby aby cała komisja siedziała i czekała a tu nikogo nie ma. W komisjach są szczyty głosujących, np. po mszy, po obiedzie, a potem jedna, dwie osoby. Na zakończenia głosowania przychodzą wszyscy członkowie komisji i mężowie zaufania i liczą głosy. Można zastanowić się nad inną sprawą, po co lokale wyborcze są tak długo otwarte. Może należy skrócić czas głosowania, kto chce zagłosować to i tak zagłosuje.
Pomysł z komisją do liczenia głosów jest bardzo ciekawy. Znam z praktyki że kilkunastogodzinne siedzenie w komisji zamienia się w horror. Zwyczajnego zmęczenia fizycznego i psychicznego. Pół biedy, gdy nie ma konfliktów między członkami. Druga komisja przychodzi, otwiera urnę, liczy głosy, następnego dnia obie komisje podsumowują pracę, podpisują protokoły. Może być kulturalnie z poszanowaniem różnych interesów wyborczych.