Wydawało się, że również Sędziowie, przynajmniej rodzinni zrozumieli, że miejsce dziecka jest w rodzinie. Niestety, tylko się wydawało. Straszliwe patologie, jakie miały miejsce w rodzinach zastępczych, miały swoje źródło nie w koncepcji pieczy nad dzieckiem, a demoralizacji społeczeństwa, socjalistycznych zasadach wychowawczych i potwornym zbydlęceniu służb publicznych (układy, znajomości a zaraz potem pycha i zarozumialstwo) które wykonywały obowiązki, ale tylko formalnie, z mozołem budując fikcyjne państwo. Obawa, że rodziny będą masowo "odbierać" dzieci z DD mogła zrodzić się tylko w głowach ludzi, którzy nie mają żadnych norm etycznych, którzy obawiali się, że rodzice pozbawieni praw z powodu biedy (takich nie było, bo bieda zawsze łączy się z niedostatkami w innych sferach, w czystej postaci w przyrodzie nie występuje) są na poziomie posłów lub urzędników. Tak nie jest. Z tego samego źródełka bije dziwaczna troska o pieniądze "dzieci". Koszt utrzymania dziecka w ośrodku państwowym znacznie przekracza na przykład moje wydatki, a żadne ze znanych mi nie czuje najmniejszego komfortu spowodowanego wyższym (droższym) standardem życia od moich podopiecznych. Podobnie, o ile mi wiadomo, koszty kościelnych domów dziecka są prawie o połowę niższe, ale Pani sędzia potrzebuje kontroli rodzin zastępczych. Bzdura, bzdura bzdura. Zapewne, 60-lecie demoralizacji narodu obfituje w liczne patologie, bo musi. Troska o zmianę postaw, w tym natychmiastowej zmiany postaw osób decydujących (polityków, sędziów) przyniesie dużo szybciej i dużo lepsze skutki od korupcjogennych kontroli. Przekupić można tylko kontrolera, nigdy udzielającego wsparcia psychologicznego. Wsparcia powiadam, nie - jak to jet nagminne - pouczeń, wskazań, napomnień, uwag krytycznych tak ulubionych metod (bo dających się kontrolować) PCPR-ów. Jak najszybciej przenicować mentalność, nie pijaczków, złodziejaszków, cwaniaczków, bo tego nigdy i nikt jeszcze nie dokonał i nie dokona, a decydentów. Przy mądrych królach (rządach) na dworze mało głupców.