Wychodzę z metra w centrum Warszawy, widzę transparent "stop aborcji" z tym ich plakatem na którym widać płód po zabiegu aborcji na lateksowej rękawiczce i tak mnie uderzyło: kobieta jak karmi piersią w publicznym miejscu, choćby nie wiem jak się zakrywała - to gorszący widok. Modelce bielizny widać sutki? - Zgorszenie - usunąć natychmiast. Reklama piwa - zgorszenie toż to dzieci mogą zobaczyć! A coś takiego pokazane publicznie - nie to nie jest gorszące! I jak ja teraz dziecku wytłumaczę co to było?
Jak słucham tych bajań ruchów proaborcyjnych o braku dostępu do antykoncepcji, to przypomina mi się jak jakiś czas temu czytałem o dwóch powiązanych ze sobą akcji medialnych na jednym z amerykańskich uniwersytetów, gdzie te środowiska mówiąc delikatnie ziały nienawiścią wobec wszystkich mających odmienne zdanie.
Pierwszy wybuch "miłości inaczej" nastąpił, gdy po audycie wydatków w różnego rodzaju programach, wprowadzono pewne ograniczenia w uczelnianej akcji ułatwienia dostępu do antykoncepcji. Bo wyszło, że idą na to ogromne pieniądze, a właściwie nie wiadomo na co - brak rachunków, rozliczeń, pokwitowań. A do drugiego wybuchu "miłości inaczej" doszło, gdy parę osób przeanalizowało i zaprezentowało wnioski wynikające z wypowiedzi działaczy proaborcyjnych z wcześniejszego wydarzenia. W ogólnym skrócie - macie dawać nam kasę i koniec. A wisienką na torcie była wypowiedź jednej aktywistki, że ona na antykoncepcję potrzebuje 1000$ miesięcznie (!). I nie wiadomo co ją bardziej rozwścieczyło - zapoznanie z tą wypowiedzią szerszego grona odbiorców czy też przeliczenie tej kwoty na liczbę prezerwatyw i porównanie jej ze średnią miesięczną liczbą klientów u prostytutki.