To może przejdźmy do sprawdzonego systemu sowieckiego czyli 10-letnia podstawówka? Albo nawet niech całe 12 lat dzieci chodzą do jednej szkoły i uczy je ten sam nauczyciel? To dopiero byłoby fantastyczne dla ich rozwoju! Miałyby cały czas tych samych kolegów, zrealizowałyby spokojnie cały jeden program, równy dla wszystkich. Sielanka (i głęboki komunizm jednocześnie). Patrząc na wysokorozwinięte, zamożne społeczeństwa widzimy, że model z podstawówką, gimnazjum i liceum dobrze się sprawdza, jest "złotym środkiem".
Okres szkolny tak czy inaczej trwa 12 lat, prawda? To po jaką cholerę dzielić to na trzy etapy? Najlepiej podzielmy to od razu na 6 etapów i zróbmy tak by dzieci co dwa lata zmieniały szkoły, aklimatyzowały się w nowym otoczeniu, poznawały nowych nauczycieli i tak dalej. Pytam się po co? Przecież to jest tylko strata czasu. Po co wyrywać dzieci z dobrze im znanej szkoły po 6 latach podstawówki? Później muszą zmieniać szkołę, mają zupełnie nowych kolegów, nowych nauczycieli. Zanim to wszystko poznają, zanim się zaaklimatyzują, przyzwyczają i zaczną się na poważnie uczyć to czas gimnazjum praktycznie się kończy. Później idą do liceum i historia się powtarza. Znów tylko 3 lata a to jest za mało by w pełni zrealizować program licealny. Jestem za powrotem do dawnego, sprawdzonego modelu a więc 8 lat szkoły podstawowej i 4 lata liceum.
Ja za PRL uczyłam się 7 lat w podstawowej szkole z innymi dziewczynkami, a później 4 lata w liceum. 90% moich koleżanek z liceum studiowało (liceum było żeńskie) i ukończyło studia (150 nas zdawało w 1953 roku maturę). Później dołożono 8 klasę podstawówki .... i tak już zostało do dziś.
Według mnie dołożenie roku nauki nie przełożyło się na polepszenie edukacji. Przekonałam się, gdy zostałam nauczycielem akademickim.
Podejrzewam, ze jest to wina niedouczonych nauczycieli.