Joanna Scheuring, Katarzyna Lubnauer, Jerzy Meysztowicz, Ryszard Petru, Ewa Lieder, Marta Golbik, Paulina Henning, Joanna Schmid – to tylko kilka “podejrzanych” nazwisk widniejących na liście posłów na Sejm podanej po październikowych wyborach parlamentarnych. Co ciekawe, wszyscy z wyżej wymienionych na Wiejską dostali się z ramienia .Nowoczesnej Ryszarda Petru.
Wiele podczas ubiegłorocznej kampanii wyborczej mówiło się o powiązaniach Ryszarda Petru z zachodnimi banksterami czy finansowaniu partii “.N” przez elity żydowskie. Środowiska prawicowe huczały również, że sam Petru, wraz z Balcerowiczem, reprezentują w Polsce interesy wielkich korporacji, których celem jest całkowite zawładnięcie naszą gospodarką. Co już i tak właściwie prawie się stało.
Przedstawiciele .Nowoczesnej całość wpakowali oczywiście do worka z napisem “teorie spiskowe” i drążenie tego tematu zawsze kończy się w ten sam – niedający efektów – sposób.
Zastanawia natomiast coś jeszcze. I z góry zaznaczmy, że nikt nie wymaga by każdy nazywał się Malinowski czy Kowalski. To, że wiele osób nosi zagraniczne nazwiska jest rzecz jasna czymś normalnym. W Polsce jednak to jeszcze zjawiska dość rzadkie i są raczej wynikiem pojedynczych splotów wydarzeń rodzinnych.
Skąd więc tak ogromna ilość “nie naszych” nazwisk w wcale nie tak licznych szeregach partii, która twierdzi, że chce zmieniać Polskę na lepsze?